– Mobilizacja jest nadzwyczajna, po pierwszej turze dorejestrowało się kolejne prawie 40 proc. wyborców – mówi Przemek de Skuba Skwirczyński, brytyjski radny z Partii Konserwatywnej. Wielka Brytania, choć ma Polonię znacznie mniej liczną niż np. USA, jest najważniejszym krajem z punktu widzenia niedzielnych wyborów. Uprawnionych do głosowania jest tam 180 tys. osób, jedna trzecia wszystkich głosujących za granicą.
I – jak relacjonuje Przemek de Skuba Skwirczyński – żyjący na Wyspach Polacy zdają sobie sprawę z tego, że na ich oczach pisze się historia. – Co interesujące, i udowadniające polonijną przedsiębiorczość, pojawiły się nowe firmy kurierskie, które zapewniają dostarczenie pakietów wyborczych na czas do konsulatów. Jest to odpowiedzią na zakaz osobistego dostarczania pakietów oraz wygórowane ceny kurierów, podczas gdy taka wysyłka jest często ostatnią deską ratunku dla wyborców, którzy późno otrzymali swoje pakiety – mówi.
Krzysztof Lisek, koordynator kampanii Rafała Trzaskowskiego za granicą, opowiada, że przejawy mobilizacji widać też w innych zakątkach świata. – Polacy organizują wspólne wysyłki. W Edmonton w Kanadzie w pierwszej turze zrzucili się na przesyłkę firmą kurierską, nadając 250 kopert w jednej paczce. We Francji organizują akcje dowozu głosów – relacjonuje.
Języczek u wagi
Powód? Od przedstawicieli Polonii często można usłyszeć, że to oni będą języczkiem u wagi, który przy wyrównanym pojedynku zaważy na wyniku. Mobilizację widać też w statystykach. W pierwszej turze uprawnionych do głosowania za granicą było ponad 370 tys. wyborców. Przed drugą turą do spisów wyborców dopisało się kolejne 150 tys.
W pierwszej turze zdecydowanym zwycięzcą za granicą był Rafał Trzaskowski, który zgarnął 48 proc. głosów wobec 21 proc. Andrzeja Dudy. Taki podział sympatii powoduje, że organizacji wyborów wyjątkowo przygląda się opozycja.