Nie było to trudne, gdyż znaliśmy czas rozpoczęcia i czas trwania tej rozmowy. Wiedzieliśmy też dokładnie, co się działo w tym czasie w kokpicie, jaka była sekwencja zdarzeń. Czyli: kiedy załoga dowiedziała się o tym, że warunki pogodowe w Smoleńsku są poniżej minimów i warunków do lądowania nie ma, kto i o której godzinie został o tym poinformowany, jak wyglądały rozmowy w kokpicie. I na tej podstawie stwierdziliśmy, że jest bardzo mało prawdopodobne, żeby ta rozmowa miała wpływ na decyzje, podejmowane przez załogę. Chodziło również o to, czy uda się odsłuchać jakiekolwiek polecenie, nakazujące lądowanie w tak trudnych warunkach. Ze wszystkich analiz stenogramu rozmów w kabinie, jak również z tych stenogramów, które były wykonane na rzecz innych postępowań, nie wynika, żeby ktokolwiek wywierał bezpośrednią presję na pilotów, nakazując lądowanie w Smoleńsku. Decyzja załogi o tym, że będą podchodzili do tzw. minimum, czyli do minimalnej wysokości, do której można się w takich warunkach zniżyć, była podjęta jeszcze zanim doszło do tej rozmowy.
Zakładacie, ale nie wiecie tego na pewno, bo zapisu rozmowy nie znacie?
Wystąpiliśmy o ten zapis, dostaliśmy informację, że taki zapis nie istnieje, w związku z tym wykonaliśmy wszystkie możliwe czynności przewidziane w takich sytuacjach. Trudno jest opierać badanie wypadku na domniemaniach. W tym przypadku te domniemania byłyby bardzo ogólne, ponieważ nie ma żadnej podstawy do tego, żeby stawiać inną tezę. Oczywiście, jeżeli służby czy prokuratura, do których wystąpiliśmy, z jakichś powodów nie udostępniły nam treści tej rozmowy, to byłoby to po prostu niedopuszczalne. W naszym zespole były osoby z poziomem dostępu do informacji tajnych i ściśle tajnych, w związku z tym nie istniała podstawa do tego, żeby odmówić nam tej informacji. Z drugiej strony, wszystkie inne analizy, które zostały przeprowadzone, wskazują na brak wpływu tej rozmowy na działania pilotów. Nie znaleźliśmy żadnego punktu zaczepienia, w którym można było powiedzieć: „tak, po tej rozmowie nastąpiła znacząca zmiana działania załogi, albo próba zmiany podjętych wcześniej decyzji”.
Czy dla pewności państwa stanowiska i też dla czystości sytuacji ta rozmowa powinna zostać upubliczniona?
Jeżeli ta rozmowa istnieje, to powinna zostać upubliczniona. Proszę zwrócić uwagę, że od 9 lat, kiedy zostało zakończone badanie przez komisję Jerzego Millera, a może nawet i dłużej, temat ostatniej rozmowy śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego ze swoim bratem funkcjonuje w mediach, jest tematem różnego rodzaju teorii i domniemań. Prezes Jarosław Kaczyński wspominał w którejś wypowiedzi, że ta rozmowa się odbyła, dotyczyła zdrowia mamy i że nie rozmawiali na temat warunków, które panują w Smoleńsku. Ale jeżeli by się okazało, że rzeczywiście ta rozmowa została nagrana – bo techniczne możliwości do tego istniały - to powinna być upubliczniona, ponieważ budzi bardzo wiele emocji. Jestem przekonany, że gdyby tak się stało, to te emocje by opadły – pod warunkiem oczywiście, że udałoby się przekonać opinię publiczną, że to jest prawdziwy zapis tej rozmowy. To, co się dzieje wokół katastrofy smoleńskiej, to jeden z ciekawszych przykładów, jak powstają teorie spiskowe czy fake newsy. I to po każdej ze stron sporu o przyczyny tej katastrofy. Jestem jednak przekonany, że upublicznienie tej rozmowy nie wprowadziłoby niczego nowego do określenia przyczyn katastrofy, bo sięgały one zdecydowanie wcześniej, niż sama rozmowa.
Na jakiej podstawie można stwierdzić, że rozmowa nie miała wpływu na katastrofę?