Poranny pociąg z Siedlec do Warszawy Zachodniej okazał się pechowy dla Macieja Karpińskiego.
– Codziennie dojeżdżam do pracy w stolicy z Mińska Mazowieckiego i na co dzień mam różne przygody z kolejami. Do wszystkiego można się przyzwyczaić, jednak to, co wydarzyło się w zeszły wtorek, to, delikatnie mówiąc, przesada – opowiada nasz czytelnik.
Już w Mińsku Mazowieckim do pociągu o połowę krótszego niż zazwyczaj nie zmieścili się wszyscy pasażerowie. Pan Maciej miał szczęście. – Jakoś wcisnąłem się do zapchanego przedziału służbowego – opowiada. – Kiedy dojechaliśmy do Dworca Wschodniego, dosiadł się do nas kolejarz i patrząc na dziko stłoczonych pasażerów, rzucił żarcikiem: I niech mi ktoś powie, że koleje nie zbliżają ludzi.
Parę chwil później żartowniś wyciągnął papierosa, zapalił, a dym wydmuchiwał wprost w tłum.
– Ktoś zwrócił uwagę, że tu nie wolno palić, jest nawet odpowiednia naklejka. Kolejarz uwagę zignorował. Usiadł sobie w fotelu przy maszyniście pociągu i nadal palił. Zamknęliśmy więc drzwi do ich kabiny, ale kolejarz po chwili uchylił je, bo mu było duszno. Dym zasnuł nasz przedział – relacjonuje pan Maciej.