– Chcemy zahamować początki paniki, jaką obserwujemy po ostatnich przypadkach zachorowań na sepsę w stolicy – mówi rzecznik sanepidu Wiesław Rozbicki, dodając, że akcja jest ogólnopolska. – W ulotkach piszemy m.in., jak uniknąć zakażenia meningokokami, np. nie pić z jednej butelki, nie jeść tej samej bułki.
Materiały informacyjne trafiły do szkół, przedszkoli, przychodni. Zostały rozwieszone na słupach ogłoszeniowych. Informują o objawach i przebiegu choroby. Przypominają, że można się zaszczepić przeciwko meningokokom wywołującym chorobę.Aptekarze przyznają, że rodzice coraz częściej pytają o szczepionkę.
– W minionym tygodniu sprzedałam kilkanaście sztuk, a w poprzednich latach żadnej – mówi pani Dorota z apteki na Targówku. Dodaje, że farmaceuci sami są w trudnej sytuacji. O szczepionce wiedzą niewiele, bo do tej pory nikt się nią nie interesował. Nie wiedzą, co radzić, zwłaszcza że NeisVac-C, jedyny taki preparat na polskim rynku, jest drogi (kosztuje ok. 160 zł) i uodparnia tylko na meningokoka C, jednego z wielu sprawców sepsy. Lekarze w przychodniach przyznają, że rodzice pytają, czy szczepić dzieci.
– A my najpierw uspokajamy, informujemy o sposobach zarażenia i o tym, że ważne jest zachowanie higieny. Ale o szczepieniu też mówimy i właściwie je zalecamy – przyznaje Anna Boguradzka, lekarka z przychodni Orlik na Pradze-Południe. – Przecież zmniejsza ryzyko zachorowania.
Ale nie wszyscy lekarze są podobnego zdania. – Sepsa była, jest i będzie. Można szczepić, ale nie jest to konieczne. Przecież wywołują ją nie tylko meningokoki typu C, ale także inne bakterie – mówi doktor Maria Chądzyńska z przychodni przy ul. Otwockiej.