Tylko w tym roku do partyjnych kas z budżetu państwa trafiło 107 mln zł, z czego prawie 38 mln zł przypadło Platformie Obywatelskiej, a 35,5 mln zł – Prawu i Sprawiedliwości. Podobnie będzie do końca kadencji Sejmu.
Budżetom partii nie zagraża światowy kryzys finansowy. Chociaż rząd szuka oszczędności, gdzie się da, do partyjnych kas nie sięga. Dlaczego? Bo politykom nawet nie przechodzi przez myśl, że mogliby sami zacisnąć pasa.
– Jestem przeciwny myśleniu: mamy kryzys, tniemy dotacje dla partii – mówi Grzegorz Napieralski, lider SLD. – Partie potrzebują pieniędzy na organizację spotkań, porady ekspertów czy utrzymanie oddziałów terenowych. Jeżeli dostają je z budżetu, chroni je to przed korupcją.
Również PiS niechętnie patrzy na ewentualne cięcia partyjnych dotacji. – Demokracja kosztuje – podkreśla poseł tej partii Jan Dziedziczak. I dodaje, że w skali budżetu dotacje dla ugrupowań politycznych stanowią znikomą kwotę.
– A jeżeli nie dostaną pieniędzy z tego źródła, pozyskają je w inny sposób, np. od biznesu, czego przecież chcieliśmy uniknąć – przestrzega były rzecznik rządu.