Katiusze uderzyły w dzielnicę mieszkalną w galilejskiej miejscowości Naharija. Jeden z pocisków trafił w dom. Kilka osób zostało lekko rannych, kilkanaście trafiło do szpitala z objawami szoku. W odpowiedzi izraelska artyleria odpaliła pięć pocisków w stronę miejsca, z którego odpalono katiusze.
W Izraelu natychmiast pojawiły się głosy, że – tak jak w 2006 roku – z odsieczą Hamasowi walczącemu z Izraelczykami w Strefie Gazy przyszła libańska, szyicka organizacja Hezbollah. Jej przedstawiciele jednak zaraz zaprzeczyli, by mieli cokolwiek wspólnego z tym incydentem. Potępił go rząd Libanu, który zapowiedział, że zrobi wszystko, by zatrzymać winnych i odpowiednio ich ukarać.
– Wygląda na to, że wbrew obawom to nic poważnego. Oprócz Hezbollahu w południowym Libanie działa kilka radykalnych organizacji palestyńskich uchodźców – powiedział „Rz” mieszkający w pobliżu Naharii izraelski dziennikarz Jack Khoury. – Na przykład Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny. Prawdopodobnie to ich sprawka. Nie są jednak na tyle silni, by wyrządzić nam większe szkody – dodał.
Wczorajszy incydent może się jednak stać iskrą, która zapali beczkę prochu. Izrael ostrzegł Hezbollah, że w razie najmniejszej prowokacji jest gotów go zmiażdżyć. Hezbollah odpowiedział tym samym.
– Jesteśmy gotowi na odparcie agresji. Syjoniści zobaczą, że wojna sprzed dwóch lat, w której ich pokonaliśmy, była spacerkiem po parku w porównaniu z tym, co szykujemy dla nich tym razem – oświadczył przywódca ugrupowania Hassan Nasrallah.