Zwykle o tym zapominamy i mówiąc „ratyfikacja”, mamy na myśli decyzję parlamentu narodowego. Tymczasem depozytariuszem instrumentów ratyfikacyjnych unijnych traktatów jest włoskie MSZ. Taki instrument to specjalny list, który musi być przesłany przez każdy kraj do Rzymu. Wysłać go musi głowa państwa. A więc w przypadku Czech będzie to Vaclav Klaus. Jeśli zrobi to w październiku, to traktat wejdzie w życie już 1 listopada, jeśli w listopadzie, to 1 grudnia.
[b]Mandat Komisji Europejskiej upływa z końcem października. Mówi się, że można przedłużyć jej funkcjonowanie, a z nową poczekać na wejście w życie traktatu lizbońskiego. To bezpieczna strategia?[/b]
To nie jest bezpieczne. Ale jeśli chcemy szybko zdążyć z nową komisją, to musimy ją wyznaczyć według obecnego traktatu nicejskiego. To oznacza, że maksymalna liczba komisarzy wynosiłaby 26. Jeden kraj straciłby swojego przedstawiciela. Z kolei mianowanie 27 komisarzy, zgodnie z traktatem lizbońskim, jest ryzykowne. Bo jeśli komisja złożona z 27 członków zacznie działać, a traktat lizboński nie będzie jeszcze obowiązywał, to każdą jej poważną decyzję będzie można zakwestionować.
[b]Czyli lepiej mianować komisję według traktatu nicejskiego?[/b]
Najlepiej byłoby rozpocząć procedury dla 27 komisarzy. Mieć 27 nazwisk, rozpocząć przesłuchania w Parlamencie Europejskim, nawet nie wiedząc, co zrobi Vaclav Klaus. A potem, gdy intencje czeskie staną się jasne, można mianować 26 komisarzy i osobno wysokiego przed-stawiciela ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa (jak w traktacie nicejskim) – 27 komisarzy, z których jeden byłby jednocześnie wysokim przedstawicielem (jak w traktacie lizbońskim).
[i]rozmawiała Anna Słojewska [/i]