–Powinniśmy ujawnić wszystkie dokumenty – mówił szef komisji spraw zagranicznych w Dumie Konstantin Kosaczow. – Podejrzewam, że nie ma tam jakiejś specjalnej, dodatkowej prawdy o tym, co zaszło. Prawda została już powiedziana. Ale wiemy to my. A Polacy, póki nie zostanie zdjęta pieczęć tajności z ostatniego dokumentu, będą myśleć, że to właśnie w tym ostatnim dokumencie kryje się cała prawda.
Chyba najczęściej powtarzanym słowem w dyskusji była „prawda”. „To zbrodnia NKWD, a nie hitlerowców”, „film wiernie odtwarza fakty historyczne i materiały archiwalne”, „pokaz tego filmu to przełom dla rosyjskiej świadomości” – takie frazy padały z ust debatujących.
W roli adwokata diabła wystąpił prowadzący dyskusję publicysta Witalij Tretiakow. Przypomniał o 1938 r., udziale Polski w „monachijskiej zmowie” i „niejednoznacznym” zachowaniu polskich władz przed wybuchem wojny.
Ripostował Michaił Nariński z grupy zajmującej się wyjaśnianiem trudnych momentów wspólnej historii: „Polskim politykom w tym czasie nieobce były błędy i krótkowzroczne, nawet egoistyczne działania. Ale nie można zapominać, że Polska była pierwszym krajem, który powiedział „nie” żądaniom nazistowskich Niemiec, i pierwszym krajem, który postawił im opór”.
Wielokrotnie mówiono też o „wspólnej tragedii”. Dyskutanci przypominali, że w czasie wojny ucierpieli obywatele w całym ZSRR. – Nasza dyskusja nie jest samobiczowaniem, nie padamy przed polskim narodem. Film nie jest antyrosyjski. Jest antytotalitarny i antystalinowski. My także musimy sobie poradzić ze stalinizmem – powiedział Kosaczow.