Za miesiąc w Johannesburgu i Kapsztadzie mecze otwarcia mistrzostw świata. Najbardziej niezwykłych od dawna. Pierwszych w Afryce i pierwszych w zimie. Rozgrywanych na pocztówkowych stadionach, z których większość ma w tle góry albo wodę.
W miastach o bajkowych nazwach: Fontanna Kwiatów (Bloemfontein), Bezpieczne Miejsce (Polokwane), Miasto Odpoczynku (Rustenburg). W kraju trzech stolic, 11 oficjalnych języków i podziałów nie do zasypania.
Tam, gdzie ludzie na co dzień odgradzają się od siebie murami i drutem kolczastym, transport publiczny dotąd właściwie nie istniał, a większości mieszkańców nie byłoby stać na bilety, gdyby nie specjalne ceny ustalone przez FIFA.
Będzie to też, o czym się często zapomina, turniej rozgrywany na wysokościach dla Europejczyka niezwykłych. Ze słynnych stadionów Europy najwyżej położony jest madrycki Santiago Bernabeu, ok. 600 m nad poziomem morza. Większość mundialowych w RPA leży powyżej 1200 m, a dwa w Johannesburgu aż na 1800 m n.p.m., czyli pół kilometra wyżej niż Morskie Oko.
Bramkarze po ubiegłorocznym Pucharze Konfederacji narzekali, że w rozrzedzonym powietrzu piłki inaczej fruwają. Jak do tego dodać temperaturę sięgającą zera w porze meczów i podmokłe boiska – czerwiec i lipiec to nie jest w Afryce pora na futbol, raczej styczeń i luty – może być ciekawie.