Już pojawiały się zarzuty np. Pawła Piskorskiego, że „stan nadzwyczajny wprowadzony lokalnie mógłby w wielu miejscach zaatakowanym przez powódź pomóc. Zarówno w ratowaniu ludzi, jak i zmniejszaniu strat. I mimo że politycy PO wiedzą, iż tak jest, wolą tę prawdę przemilczeć”, gdyż wprowadzenie stanu nadzwyczajnego, nawet na niewielkich terenach, przesuwa wybory („PO prze do wyborów za wszelką cenę”, „Rz” 21 maja br.).
Z drugiej strony, część polityków, a chyba jeszcze częściej dziennikarze, dociskali polityków, czy nie należy ogłosić stanu klęski, nie kryli przy tym np., że początek października (kiedy przesunięte wybory mogłyby się odbyć) byłby dla PO wygodniejszy (atmosfera żałobna opadnie, studenci wrócą z wakacji).
Oddajmy sprawiedliwość premierowi, który dość wcześnie bardzo rzeczowo powiedział, że od tego, że ogłosi się w Warszawie stan klęski, strażak w Małopolsce nie będzie pracował ciężej.
Może się jednak zdarzyć taka katastrofa czy żywioł, choćby lokalnie i na kilka dni (np. lawina), które będzie wymagało ogłoszenia stanu klęski żywiołowej. Czy to rozsądne by z tego powodu przerywać czy przesuwać automatycznie wybory?
A taki automat przewiduje obecna [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=8E0A9CFFE96397F4F427A24DE0FC0F49?id=77990]konstytucja[/link]: zgodnie z art. 228 ust. 7 w czasie stanu nadzwyczajnego, w tym wypadku klęski żywiołowej, oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie może być skrócona kadencja Sejmu, przeprowadzane referendum ogólnokrajowe, wybory do Sejmu, Senatu, i prezydenta RP, a kadencje tych organów ulegają odpowiedniemu przedłużeniu. Tylko wybory do samorządu terytorialnego są możliwe na terenach, gdzie nie został wprowadzony.