Sytuacja PO wygląda tak dobrze, że aż groźnie. Tusk w ostatnich tygodniach zaproponował wyborcom kontrakt: dajcie nam 500 dni spokoju, a potem nas rozliczcie. To ryzykowne zagranie, bo przecież nikt nie słyszał, żeby szuflady rządu Platformy były pełne projektów. Można spokojnie założyć, że przez najbliższy rok PO niewiele zrobi, za to będzie nas zalewać piarem. Pytanie, jak długo można ludzi karmić propagandą. No i czy nie powtórzy się u nas sytuacja ze Słowacji. Tamtejszy premier Robert Fico był takim magikiem jak Tusk, niewiele robił, miał wiele afer korupcyjnych, a mimo to wyraźnie wygrał wybory. Tyle tylko, że nikt z nim nie chciał pracować i z tego powodu stracił władzę. Więc jeżeli PO, mając pełnię władzy, zacznie ją bez umiaru konsumować, może się to dla niej źle skończyć. Pełnia władzy w Polsce nigdy nikomu nie służyła.
[b]A jak pan ocenia wynik prezesa PiS?[/b]
Odniósł sukces, który wyraźnie go uskrzydlił. Po pierwsze zyskał dzięki tej kampanii duże poparcie społeczne, a po drugie umocnił swoją władzę w partii. Jeszcze wiosną niektórzy działacze PiS wysyłali go do Sulejówka. Teraz nie ma wątpliwości, że znowu jest tym wodzem z 2005 r., któremu się składa meldunki.
[b]Co będzie dalej? Za trzy miesiące mamy wybory samorządowe.[/b]
Kampania na pewno się nie skończyła. Zresztą Kaczyński już wczoraj apelował do swoich wyborców, żeby się nie demobilizowali. Niestety, jego dalsze wystąpienie nieco mnie zmroziło, bo nawiązał do tragedii smoleńskiej – otwarcie mówił o męczennikach i o tym, że z przesłania smoleńskiego wyrasta nowy ruch społeczny. To może oznaczać, że Kaczyński zechce na tym budować nową strategię polityczną. To jest groźne, bo oznacza podział na tych dobrych, którzy chcą wyjaśnić sprawę tej katastrofy do końca, i tych złych, którym niespecjalnie na tym zależy.
[b]Boi się pan nowej wojny na górze?[/b]