Sondaże nie są wyrocznią

Żadna prognoza nie odda w pełni wyników. Wówczas wybory byłyby niepotrzebne - mówi prezes TNS OBOP.

Publikacja: 12.07.2010 22:23

Andrzej Olszewski

Andrzej Olszewski

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

[b]TNS OBOP jako jeden z nielicznych ośrodków badania opinii publicznej jest po wyborach chwalony. Uratowaliście honor waszej branży, na którą posypały się gromy? [/b]

[b]Andrzej Olszewski:[/b] Mamy poczucie, że wykonaliśmy dobrą robotę. Nasze badania exit poll zarówno po I, jak i po II turze były bardzo dokładne. Do tego nasze sondaże przedwyborcze również bardzo niewiele odbiegały od rzeczywistych wyników. Oczywiście jako część całej branży pewną traumę przechodzimy, ale niewątpliwie jest nam nieco łatwiej.

[b]Do traumy jeszcze przejdziemy. Zacznijmy od sukcesów. Wasz sondaż exit poll po II turze wyborów różnił się zaledwie o 0,1 proc. od rzeczywistych wyników. Jak to się robi?[/b]

Bierzemy jedną kryształową kulę, dwie kurze łapki, trochę sierści mamuta, posypujemy pyłem księżycowym i mamy wyniki (śmiech). Ale tak na poważnie. Myślę, że to są lata doświadczeń, wiedzy, umiejętności, rzetelnego warsztatu badawczego. Po prostu wiemy, jak się robi badania.

[b]Inne ośrodki badawcze skarżyły się, że te wybory były wyjątkowo trudne.[/b]

Nie pamiętam łatwych wyborów. Wszystkie były do tej pory trudne. Być może z perspektywy kolegów, którzy dopiero co debiutują w dziedzinie badań politycznych, wydawały się one trudne. Ale tak naprawdę nie różniły się bardzo od innych. Kampanie wyborcze mają to do siebie, że bardzo polaryzują ludzi. Do tego pod wpływem emocji część wyborców nagle zmienia zdanie. To wszystko sprawia, że sondaże potrafią się znacznie od siebie różnić.

[b]A ta mityczna już masowa liczba odmów odpowiedzi przez badanych? Nie utrudnia przeprowadzenia sondażu?[/b]

Generalnie rosnąca liczba odmów jest zjawiskiem bardzo niepokojącym i pokazuje, że ludzie nie mają zaufania do firm badawczych. A zaufanie jest bardzo ważne. My w naszym exit poll po I turze mieliśmy 8 proc. odmów odpowiedzi. W II turze było to zaledwie 4 proc. Jestem przekonany, że wpływ na to miała trafność, z jaką przewidzieliśmy wyniki I tury. Tymczasem, jak słyszałem, konkurencja miała aż 25 proc. odmów. To gigantyczna liczba i prawdziwy problem. Również problem zaufania.

[b]Trudno się dziwić, że ludzie zrażają się do sondaży, skoro potrafią się różnić od wyniku aż o kilkanaście punktów procentowych.[/b]

Wpadki zawsze się zdarzały i będą się zdarzać. To nie jest tylko polska specyfika. Do historii przeszła już wpadka amerykańskich ośrodków badania opinii publicznej z 1948 r., kiedy w walce między demokratą Harrym Trumanem a republikaninem Thomasem Deweyem pokazały one zwycięstwo tego drugiego. Po policzeniu głosów okazało się, że wyraźnie wygrał ten pierwszy. Obecnie nie jest inaczej – w 2004 r. exit poll wskazywały na zwycięstwo Johna Kerry'ego, a zwyciężył George W. Bush. Jednak wpadki to nie tylko amerykańska specjalność. W Europie sondaże nie przewidziały wejścia Le Pena do II tury wyborów prezydenckich we Francji, a w Norwegii pokazywały zwycięstwo w referendum zwolenników wejścia tego kraju do UE, a zwyciężyli przeciwnicy. A przecież wszystko to są demokracje o znacznie dłuższym stażu niż polska i scena polityczna w tych krajach jest dużo bardziej ustabilizowana.

[b]Czyli mamy nie wierzyć sondażom?[/b]

Nie popadajmy zaraz ze skrajności w skrajność. Chodzi tylko o to, by nie traktować tych wyników jak wyroczni, jak wyniki PKW w pigułce. A tak część mediów i komentatorów do sondaży podchodziła. To nie jest apteka, zawsze istnieje pewien margines błędu. To się na szczęście zmienia i coraz częściej słyszę, że media mówią o pewnych tendencjach w sondażach, a nie po prostu, że wyniki będą takie i takie.

[b]Z czego biorą się błędy?[/b]

Tych przyczyn jest bardzo wiele. Źle dobrana próba, błędy metodologiczne, ale przede wszystkim tzw. czynnik ludzki. Mówiliśmy już o tym, że część społeczeństwa niechętnie bierze udział w sondażach. Ostatnio w Polsce są to najczęściej osoby o poglądach prawicowych, konserwatywnych. W przypadku pojedynku Bush – Kerry było podobnie. Kiedy po wyborach zbadano, dlaczego sondaże się myliły, okazało się, że w konserwatywnych stanach liberalnie postrzegane media, które zamawiały sondaże, były na tyle źle oceniane, że ludzie odmawiali odpowiedzi.

[b]Kto jest temu winien: media, politycy? [/b]

Z jednej strony media przywiązują zbyt dużą wagę do sondaży, nadają im zbyt wielką rangę. Z drugiej strony wielu publicystów bezlitośnie je krytykuje, co tylko wzmacnia nieufność ludzi. Debata publiczna znajduje się w jakimś transie wzajemnych teorii spisków i podejrzeń niezależnie od części sceny czy orientacji politycznej. Nawet poważni publicyści i autorytety naukowe nas krytykowali, sugerując manipulacje w wieczór wyborczy I tury, nie zachowując nawet odrobiny myślenia zdroworozsądkowego.Ośrodki badania opinii publicznej każdego roku realizują tysiące badań. Większość z nich nie ma nic wspólnego z polityką. Dlatego gdyby ktoś miał celowo zafałszować wyniki swojego sondażu, to byłby po prostu samobójcą. W naszej branży liczy się przede wszystkim wiarygodność.

[b]Politycy często bez ogródek mówią, że nie wierzą w sondaże, że są one sfałszowane.[/b]

Nie znam polityka, który by powiedział, że z sondażami jest coś nie tak, kiedy poparcie dla jego partii jest w nich wysokie. Narzekanie zaczyna się z reguły wtedy, kiedy poparcie spada. Zresztą, krytykując sondaże, politycy sami przyczyniają się do tego, że ich wyborcy niechętnie biorą w nich udział. Kiedyś Andrzej Lepper twierdził, że sondaże kłamią. Efekt był taki, że jego wyborcy odmawiali w nich udziału. Kiedy Lepper zaczął cieplej wyrażać się o sondażach, zmieniło się też nastawienie jego wyborców i od tej pory Samoobrona prawie nigdy nie była w sondażach niedoszacowana.

[b]Same firmy badawcze nie mają sobie nic do zarzucenia?[/b]

My jako branża też mamy za co uderzyć się w piersi. Pod presją rynku ulegamy pokusie pójścia na skróty. Nauczyliśmy klientów, że wszystko można zrobić tanio i szybko, a za połowę ceny nawet dwa razy więcej. To – jak widać – niestety się mści. Mamy jedne z najtańszych badań w całej Europie, już chyba tylko Albania jest tańsza niż Polska. Mamy aspiracje być w G20, a jesteśmy na 48. miejscu, jeżeli chodzi o poziom cen na świecie według zestawienia ESOMAR. Jakość, niestety, musi kosztować. Przykład z ostatnio rozstrzygniętego przetargu dla jednego z dużych miast: nasza oferta wynosiła około 240 tys. zł, w tym same koszty ankieterskie to ponad 120 tys. zł. Tymczasem wygrała firma z ofertą około 70 tys. zł. Tam nie ma miejsca na jakość!

[b]Czy istnieje różnica między sondażami politycznymi a badaniami konsumenckimi?[/b]

Ktoś oczywiście powie, że w badaniach konsumenckich wszystko jest prostsze, łatwiejsze i działa. A po prostu to jest tak, że tam nikt nie mówi: sprawdzam, i wszystko jakoś się kręci – niestety! My chcemy przekładać wiedzę i doświadczenie z jednych badań na drugie i na tym budować wartość dla naszych klientów. Nie sprowadzajmy naszej roli do pozycji firmy dzwoniącej po ludziach czy zadającej jedynie pytania. Mamy przecież dostarczać informacji o społeczeństwie, niezależnie od tego, czy badamy partie polityczne czy jogurty. Dobór metody do problemu to jest rola badacza. Proszę sobie przypomnieć, z jaką chwałą i dumą rok temu odtrąbiano śmierć exit poll i zwycięstwo sondaży telefonicznych po wyborach do europarlamentu. Widzimy, jak to się skończyło, a przed nami kolejne pokusy, chociażby badania przez Internet.

[b]Czyli badania telefoniczne są złe?[/b]

Tego nie powiedziałem. Trzeba jedynie umieć je zrobić i mieć zespół ludzi, który potrafi je przeprowadzić. Dziwię się moim kolegom, którzy zadeklarowali, że już nie będą robić tego typu sondaży politycznych. Moim zdaniem z operacyjnego punktu widzenia sondaże telefoniczne są często lepsze niż ankietowe, gdyż firma badawcza ma nad ich przeprowadzeniem większą kontrolę. Problemy są i tu, i tu, oczywiście różnej natury.

[b]A co pan myśli o tym, żeby zamiast wyników sondaży publikować prognozy, co postuluje część badaczy i ekspertów?[/b]

Nie ma żadnej gwarancji, że takie wyniki będą dużo bliższe prawdy niż dobrze zrobiony sondaż. Oczywiście eksperci mogą wziąć pod uwagę pewne czynniki, których sondaż nie wychwytuje, ale mogą też je przeszacować. Dlatego żadna prognoza ani sondaż nie odda w pełni wyników. Gdyby tak było, to wybory byłyby niepotrzebne. Wystarczyłyby sondaże.

[ramka]Wybory 2010

Sondaże exit poll TNS OBOP dla TVP wykonane przed lokalami wyborczymi zdecydowanie najtrafniej przewidziały wyniki wyborów prezydenckich w obu turach. 4 lipca o godz. 20 prognozowano, że Bronisław Komorowski zdobędzie 53,1 proc., a Jarosław Kaczyński 46,9 proc. (wyniki PKW były niemal identyczne: 53,01 proc. kandydat PO, 46,99 proc. kandydat PiS). Inne sondaże pokazywały mniejszą różnicę między kandydatami. Z kolei po I turze OBOP podał wyniki sondażu: 40,7 proc. Komorowski, 35,8 proc. Kaczyński (wyniki PKW – 41,5 proc. kandydat PO, 36,5 proc. kandydat PiS). Według SMG/KRC dla TVN różnica miała być wyższa – 45,7 proc. Komorowski, 33,2 proc. Kaczyński. [/ramka]

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!