Gdy oglądałam poniedziałkową manifestację, nie czułam się ani zażenowana, ani zbulwersowana. Pomijam oczywiście pojedyncze ekscesy. Kiedy widzę dwie strony manifestujące swoje stanowiska, to wiem, że zaczynamy być demokratycznym krajem, w którym w bardzo normalny sposób wyraża się swoje poglądy. W którym istnieje możliwość wyrażenia swojego zdania i obywatelska chęć wzięcia w tym udziału.
[b]W jakim sensie "bardzo normalny"? [/b]
W takim, że dwie strony sporu manifestują w jednym miejscu. Jest tam policja potrafiąca zagwarantować tym stronom bezpieczeństwo. To właśnie jest normalne. Na tym polega demokracja, że stajemy i przekonujemy się do poglądów. I szanujemy poglądy przeciwników, nawet gdy ich nie podzielamy.
[b]Chyba wykazuje pani grzech naiwności, nie wiem, na ile świadomie. Żadnego szacunku dla drugiej strony podczas tych manifestacji nie widziałam. Nie można chyba robić Hyde Parku, jak nazwał premier zachowanie przeciwników krzyża, w takim miejscu i z takiej sprawy? [/b]
Dlaczego nie? Oczywiście, wolałabym, żeby krzyż znalazł się w kościele św. Anny, żeby czczenie pamięci ofiar odbywało się w sposób niewywołujący konfliktów. Ale jest grupa, która chce manifestować swoją postawę w tym miejscu. Nie widzę w tym nic bulwersującego.
Tak jak przed Białym Domem manifestuje się poglądy polityczne, tak w Polsce najbardziej odpowiednimi miejscami są okolice Pałacu Prezydenckiego i Sejmu. Być może jest to dla nas nowe, i dlatego szokujące.