Jej kapelusze, peleryny i kolorowe kurtki odciągały wzrok od skoczków. Była przyjaciółką sportowców, pracowała od zawsze w Poradni Sportowo-Lekarskiej Centralnego Ośrodka Sportu jako dyplomowana pielęgniarka.
Księga pamiątkowa placówki wypełniona jest podziękowaniami gwiazd. Tyczkarz Władysław Kozakiewicz, złoty medalista igrzysk 1980, napisał o niej: „Najwspanialsza perła przychodni". Miss mistrzostw Europy w lekkiej atletyce, sprinterka Barbara Janiszewska-Sobottowa opowiadała, że siostra Helenka była dla niej wyrocznią mody damskiej i spowiednikiem w sprawach uczuciowych. Mawiała: „Ty, Basiu, jesteś seksbombą, podobnie jak ja. Tyle tylko, że u mnie seks przeminął, została jeno bomba... Humor i autoironia powodowały, że lgnęli do niej sportowcy. Na życzenie olimpijczyków weszła w skład lekarskiego sztabu na igrzyska w Rzymie (1960).
Służyła także dzieciom podczas Memoriału im. Kornela Makuszyńskiego. Ocierała łzy pokonanym, zwycięzców dokarmiała czekoladkami, nawet wtedy, gdy wyroby czekoladopodobne były w Polsce na kartki.
Pochodziła z Zagłębia, ale pokochała górali i góralszczyznę. Bez siostry Warszawskiej nie mogły się odbywać konkursy na Wielkiej Krokwi, a także zakopiański Festiwal Folkloru Ziem Górskich. Pracowała przy nim jako pielęgniarka, ale wielce przydatne okazywały się jej talenty lingwistyczne. O nowych uczestnikach festiwalu należało ją wcześniej informować, by zdołała opanować podstawy ich języka. Do szuflady pisała wiersze, lecz tylko raz udało się ją namówić do publikacji na łamach „Gazety Krakowskiej".
Miała zwyczaj gratulowania zwycięzcom, także pod prysznicem. Pewnego razu taki moment złapał fotoreporter „Sportowca" i po opublikowaniu zdjęcia uruchomił procedury rozwodowe delikwenta. Wówczas siostra po raz pierwszy i ostatni wyznała, ile liczy wiosen, pacyfikując konflikt rodzinny. Było to wyznanie na tyle dyskrecjonalne, że nie rozwiało tajemniczej aury, iście młodopolskiej, jaką tworzyła wokół własnej prywatności.