– MSZ nie informowało nas, że strona rosyjska wielokrotnie zgłaszała uwagi w sprawie smoleńskiej tablicy – twierdzi Jaromir Sokołowski, prezydencki minister odpowiedzialny za sprawy zagraniczne. Wiadomość o kłopotach dotarła z MSZ do pałacu telefonicznie, 8 kwietnia, tuż przed wizytą prezydenta w Rosji.
Słowa Sokołowskiego potwierdzają, że MSZ zawiodło i postawiło prezydenta w trudnej sytuacji przed wizytą w Smoleńsku. Jeszcze w środę pałac i MSZ starały się uspokoić rosnący konflikt. Doradca prezydenta Tomasz Nałęcz i wiceminister Henryk Litwin wystąpili na konferencji. Winą za nieporozumienia obarczyli dziennikarzy, zapewniali o doskonałej współpracy.
Ale z odpowiedzi, którą przesłał nam wczoraj Sokołowski, wyłania się całkiem inny obraz: "Kwestia tablicy na kamieniu w miejscu katastrofy w Smoleńsku nie stanęła podczas rozmów przygotowawczych ze stroną rosyjską w Moskwie 4 kwietnia. MSZ nie poinformował nas, że strona rosyjska wielokrotnie zgłaszała uwagi w tej sprawie. O przekazaniu przez stronę rosyjską informacji dotyczącej ewentualnej zmiany tablicy na kamieniu w miejscu katastrofy w Smoleńsku zostałem poinformowany telefonicznie przez ministra Litwina po południu 8 kwietnia. Towarzyszyłem wówczas prezydentowi w podróży zagranicznej".
Tablicę zamontowano 13 listopada z inicjatywy wdów – Zuzanny Kurtyki i Magdaleny Merty. Znalazło się na niej sformułowanie "ludobójstwo" w kontekście mordu na oficerach w Katyniu. Rosyjski ambasador protestował u Litwina już 16 listopada. W czasie nieformalnych rozmów Rosjanie wielokrotnie powtarzali, że jest problem. Nie dawali o tym zapomnieć polskim dyplomatom. Według rosyjskiego MSZ z Moskwy przychodziły propozycje napisów, które miałyby się znaleźć na nowej tablicy. Polscy dyplomaci pozostali bierni. Nie przeprowadzili rozmów z wdowami. Kurtyka i Merta zapewniają "Rz" dziś, że były skłonne do kompromisu.
W końcu strona rosyjska trzy dni przed wizytą w Smoleńsku prezydentów Komorowskiego i Dmitrija Miedwiediewa podmieniła tablicę. Sytuacja była zaskoczeniem dla Komorowskiego i jego otoczenia. Tym większym, że o spotkaniu głów państw w Smoleńsku rok po tragedii mówiono od grudnia.