Wikileaks - co politycy mówili Amerykanom

Kulisy partyjnych działań, narzekania na kolegów, możliwe koalicje – tym dzielili się z dyplomatami USA

Publikacja: 22.09.2011 03:19

Jarosław Gowin (PO)

Jarosław Gowin (PO)

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

– Ambasady wszystkich krajów chcą docierać do polityków i otrzymywać od nich informacje, których nie ma w gazetach. Ameryce, jako światowemu mocarstwu, jest o to łatwiej – mówi „Rz" jeden z byłych ambasadorów Polski. – Nie wszyscy politycy dzielą się takimi informacjami, ale wielu tak robi i mówi czasami rzeczy, których nigdy publicznie by nie powiedzieli.

Gowin: twórcza interpretacja

O co pytają Amerykanie?

– Głównie o sytuację wewnętrzną, a także o to, jak odbierana jest ich polityka zagraniczna – mówi poseł PO Jarosław Gowin. I potwierdza, że spotkania dyplomatów z politykami nie są rzadkim zjawiskiem. – Amerykanie często wysyłają zaproszenia na takie rozmowy. Ja zgodziłem się tylko raz, a właściwie to konsul odwiedził mnie.

Relację z tego spotkania zawiera ujawniona przez WikiLeaks i opisana przez portal TVN24. pl depesza „Lider krakowskiej PO przepowiada porażkę" z 10 października 2007 r., tuż przed wyborami parlamentarnymi. „Jarosław Gowin powiedział naszemu oficerowi politycznemu, że PO prawdopodobnie przegra wybory" – napisał ambasador Victor Ashe – „Za wyborczy los partii wini Tuska". Według depeszy Gowin uważa, że lider partii „powinien odejść, jeśli PO poniosłaby porażkę", przewiduje rozłam w partii i powstanie nowego ugrupowania skupionego wokół Jana Rokity i Kazimierza Marcinkiewicza. „Kiedy go przycisnęliśmy, Gowin przyznał, że w wypadku rozpadu PO dołączyłby do Rokity" – pisał Ashe.

– To bardzo twórcza interpretacja moich słów – ucina Gowin. – W rozmowie z konsulem krytykowałem głównie amerykańską politykę zagraniczną.

Posła usprawiedliwiał Donald Tusk. – Każdy ma prawo błądzić – uznał. Przestrzegł jednak polityków PO przed zbyt częstymi wizytami w ambasadach.

Pesymistą przed poprzednimi wyborami był również Sławomir Rybicki, wówczas kandydat PO, który zgodnie z depeszą z 15 października mówił o „rozpędzie PiS" i obawach Platformy przed „kolejnymi zmarnowanymi wyborami". Nie podzielali ich Amerykanie, choć przyznawali, że poparcie dla Tuska w konserwatywnym skrzydle PO było „anemiczne".

Cele Piskorskiego

Na premiera i innych polityków narzekać miał też w rozmowie z ambasadorem USA Paweł Piskorski, lider Stronnictwa Demokratycznego, były członek PO. 23 kwietnia 2009 r. Ashe pisze, że dzielił się on z dyplomatami swoimi ambicjami – według niego SD po wyborach prezydenckich w 2010 r. miało zastąpić Platformę jako czołowa partia liberalna. Zdaniem Piskorskiego Tusk i PO sprzeniewierzyli się liberalnym poglądom, Dariuszowi Rosatiemu i Partii Demokratycznej zarzucił zaś „brak wizji" i ambicji, aby „zmienić scenę polityczną".

– Taka rozmowa miała miejsce i przedstawiałem podczas niej ambasadorowi cele SD – potwierdza Piskorski. Ashe ocenił go jako „charyzmatycznego, ujmującego i zmotywowanego" lidera, który „niejednokrotnie sprawdził się jako mistrzowski administrator i strateg". – Znałem większość ambasadorów USA i utrzymywałem z nimi nie tylko służbowe, ale i osobiste kontakty. Takie spotkania nie są jednak niczym niezwykłym i wielu innych polityków również to robi – dodaje lider SD.

Rokita na premiera

Polscy politycy chętnie dzielili się też spostrzeżeniami dotyczącymi wewnętrznych planów partii i zakulisowych negocjacji. W wiadomości z sierpnia 2007 r., kiedy ważyły się losy rządu PiS, czytamy, że „wysoki rangą pracownik kancelarii prezydenckiej, choć nie insider Kaczyńskich, powiedział (...), że Kaczyńscy nadal próbują uniknąć [przedterminowych] wyborów" i chcą „zaoferować premierostwo Janowi Rokicie i zabrać PO wystarczająco dużo posłów, aby utworzyć większość".

– Rzeczywiście, taką propozycję mi złożono, lecz nie w 2007 r., ale rok wcześniej, w innych okolicznościach politycznych – przyznaje „Rz" Rokita.

– Wtedy jej nie przyjąłem. Adam Lipiński (PiS), wówczas szef gabinetu politycznego premiera Jarosława Kaczyńskiego, też rozmawiał z ambasadą. Według dokumentu z 10 sierpnia 2007 r. mówił Amerykanom, że przedterminowe wybory były „prawdopodobne", lecz ostateczna decyzja miała należeć do premiera. Dodał, że „jeśli miałoby dojść do wyborów, musiałoby się to stać szybko, bo [...] opozycja wykorzystałaby ten czas tylko po to, aby atakować PiS".

Według depeszy Ashe'a z 14 grudnia 2005 r. pod tytułem „Polska Platforma Obywatelska: Porzucona panna młoda rozmyśla o przyszłości" Grzegorz Schetyna (PO) – już po fiasku negocjacji koalicyjnych z PiS – powiedział dyplomacie, że obie te partie „są dla siebie naturalnymi partnerami".

A Sławomir Nowak (PO, obecnie minister w Kancelarii Prezydenta) w styczniu 2006 r. przewidywał, że „koalicja PO – PiS byłaby możliwa po nowych wyborach".

W depeszy ambasadora z 14 czerwca 2006 r. zatytułowanej „Czy Kaczyńscy mają chwiejny stosunek do demokracji" czytamy, że „nawet najsurowsi krytycy Kaczyńskich mówią prywatnie, że nie martwią się o stan polskiej demokracji". I tak w 2007 r. Jarosław Gowin miał powiedzieć, że „Kaczyński to demokrata".

Z dokumentów udostępnionych przez WikiLeaks wynika, że częstym rozmówcą amerykańskich dyplomatów był też Kazimierz Marcinkiewicz. W 2005 r., gdy miał zostać premierem, zastępca szefa misji ambasady Kenneth Hillas pisze, że od 2000 r. to „doskonały kontakt". Rozmawiano z nim zwłaszcza o „prawodawstwie dotyczącym własności prywatnej".

Czy takie kontakty to standard w dyplomacji? – Wystarczy porównać te depesze z tymi z ambasad w innych krajach. Taka praktyka istnieje – mówi jeden z byłych ambasadorów.

– Politycy powinni mieć świadomość, że z każdego spotkania sporządzane są notatki – podkreśla Janusz Sibora, historyk dyplomacji. – Niestety, wielu, gdy zostaje zaproszonych przez ambasadora, tak się tym przejmuje, że rozwiązuje im się język.

Sprawę krytycznie ocenia Jan W. Piekarski, były ambasador, m.in. w Izraelu. – Zawsze gorszyło mnie latanie polityków do ambasady radzieckiej i teraz też gorszą mnie takie wizyty w ambasadzie amerykańskiej. Polityków, których to nobilituje, Polska nie potrzebuje – uważa.

– Ambasady wszystkich krajów chcą docierać do polityków i otrzymywać od nich informacje, których nie ma w gazetach. Ameryce, jako światowemu mocarstwu, jest o to łatwiej – mówi „Rz" jeden z byłych ambasadorów Polski. – Nie wszyscy politycy dzielą się takimi informacjami, ale wielu tak robi i mówi czasami rzeczy, których nigdy publicznie by nie powiedzieli.

Gowin: twórcza interpretacja

Pozostało 93% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!