Zamieszki, do jakich doszło w Warszawie 11 listopada, sprawiły, że część ekspertów i polityków stawia pytanie, czy polskie służby są przygotowane do zapewnienia bezpieczeństwa podczas piłkarskich mistrzostw Euro 2012.
– Istnieje niebezpieczeństwo, że na Euro przyjadą grupy bardzo agresywnie nastawionych kibiców z innych krajów, z Niemiec, Holandii czy Wielkiej Brytanii. Między nimi i polskimi chuliganami może dojść do starć na ulicach – mówi "Rz" prof. Brunon Hołyst, kryminolog i ekspert ds. terroryzmu. – Trzeba przeanalizować sposób interwencji policji tego dnia, sprawdzić, czy rzeczywiście dokonano należytego rozpoznania zagrożenia, i wyciągnąć wnioski z tych wydarzeń.
Chuligani nie wjadą?
Z kolei poseł PiS Andrzej Jaworski w interpelacji do premiera Donalda Tuska pisze, że "polskie służby działały nieudolnie, nie potrafiły zapewnić bezpieczeństwa uczestnikom Marszu Niepodległości, nie potrafiły właściwie zareagować na najazd niemieckich bojówek". I pyta, dlaczego do tego doszło.
Policja się broni i odpowiada, że zrobiła, co do niej należało. – Zadaniem funkcjonariuszy było nie dopuścić do starcia obu grup i to się udało zrealizować – mówi "Rz" rzecznik Komendy Głównej Mariusz Sokołowski. – Policja może wkroczyć, dopiero gdy dochodzi do popełnienia przestępstwa, gdy ktoś rzuci kamieniem czy butelką. Nie możemy nikogo zatrzymać prewencyjnie tylko dlatego, że podejrzewamy, iż ma zamiar tak postąpić.
Rzecznik zapewnia, że policja zatrzymywała i kontrolowała autokary wiozące Niemców do Warszawy. – Sprawdzaliśmy, czy nie wiozą niebezpiecznych przedmiotów. Pałki czy kije, które mieli podczas awantur, prawdopodobnie dowieźli do Warszawy prywatnym samochodem – dodaje Sokołowski.