Przed niedawnym meczem Legii ze Spartakiem w wywiadzie dla dziennika "Sport-Ekspress" (odpowiednika "Przeglądu Sportowego") piłkarz tego klubu Artjom Dziuba powiedział, powołując się na słowa swojego trenera: "Trafienie na Legię nie jest podarunkiem od losu. Kiedy słyszę słowo "Polacy", widzę historię pełną walk i pojedynki na szable".
Po wojnie musieliśmy Związek Radziecki kochać, a wcześniej czy później wplątała się w to wszystko piłka nożna.
Młody Kraj Rad miał recepty na wszystko, ale nie bardzo wiedział, co zrobić ze sportem. Problem polegał na tym, że współzawodnictwo wymagało kontaktów, także międzynarodowych, a tego Sowieci woleli uniknąć. Dlatego przed wojną rozgrywali wyłącznie mecze towarzyskie, tylko z Turcją i w dodatku na swoim boisku.
Wszędzie Dynamo
Jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało, jednym z ważnych animatorów futbolu w Związku Radzieckim był Polak, który nazywał się Feliks Dzierżyński. Doszedł on do wniosku, że czekiści, funkcjonariusze GPU, NKWD i im podobni powinni mieć swój klub sportowy, który da im przyjemność rywalizacji we własnym gronie i odpoczynku wraz z rodzinami po zawodach.
Z jego inicjatywy w roku 1923 powstał taki klub w Moskwie. Nosił nazwę Dynamo. Nawet barwy przyjął od NKWD – białe i niebieskie. No i się zaczęło. Obwodowe komitety NKWD w całym kraju chciały mieć takie kluby u siebie, więc w ciągu kilku lat w całym Związku Radzieckim powstało kilkadziesiąt klubów o nazwie Dynamo.