Przyjaźń według rozkazu

To zawsze było coś więcej niż mecz. 12 czerwca w Warszawie znowu będzie. Polska zagra z Rosją

Publikacja: 05.12.2011 21:57

Lew Jaszyn najbardziej znany i powszechnie lubiany radziecki piłkarz

Lew Jaszyn najbardziej znany i powszechnie lubiany radziecki piłkarz

Foto: AFP

Przed niedawnym meczem Legii ze Spartakiem w wywiadzie dla dziennika "Sport-Ekspress" (odpowiednika "Przeglądu Sportowego") piłkarz tego klubu Artjom Dziuba powiedział, powołując się na słowa swojego trenera: "Trafienie na Legię nie jest podarunkiem od losu. Kiedy słyszę słowo "Polacy", widzę historię pełną walk i pojedynki na szable".

Po wojnie musieliśmy Związek Radziecki kochać, a wcześniej czy później wplątała się w to wszystko piłka nożna.

Młody Kraj Rad miał recepty na wszystko, ale nie bardzo wiedział, co zrobić ze sportem. Problem polegał na tym, że współzawodnictwo wymagało kontaktów, także międzynarodowych, a tego Sowieci woleli uniknąć. Dlatego przed wojną rozgrywali wyłącznie mecze towarzyskie, tylko z Turcją i w dodatku na swoim boisku.

Wszędzie Dynamo

Jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało, jednym z ważnych animatorów futbolu w Związku Radzieckim był Polak, który nazywał się Feliks Dzierżyński. Doszedł on do wniosku, że czekiści, funkcjonariusze GPU, NKWD i im podobni powinni mieć swój klub sportowy, który da im przyjemność rywalizacji we własnym gronie i odpoczynku wraz z rodzinami po zawodach.

Z jego inicjatywy w roku 1923 powstał taki klub w Moskwie. Nosił nazwę Dynamo. Nawet barwy przyjął od NKWD – białe i niebieskie. No i się zaczęło. Obwodowe komitety NKWD w całym kraju chciały mieć takie kluby u siebie, więc w ciągu kilku lat w całym Związku Radzieckim powstało kilkadziesiąt klubów o nazwie Dynamo.

Kiedy już marszałek Gieorgij Żukow dotarł do Berlina i powiedział, że się stamtąd nie ruszy, Dynama zakładano także w Berlinie Wschodnim, Dreźnie, Bukareszcie, Zagrzebiu, a w wielu innych krajach milicja i służby bezpieczeństwa przejęły kluby dotychczas istniejące. W Polsce ten los zgotowano Wiśle Kraków.

Na grobie Marksa

Na Kremlu dopiero po wojnie zorientowano się, że sport dla państwa, które chce odgrywać główną rolę w polityce, to jest dobre narzędzie propagandy. Jeszcze w 1945 roku na tourneé po Wyspach Brytyjskich udała się drużyna Dynama Moskwa wzmocniona piłkarzami innych klubów. Zrobili tam furorę na stadionach i na cmentarzu. Po zwycięstwie 4:3 nad Arsenalem na stadionie Highbury radziecka delegacja udała się na Cmentarz Highgate, aby złożyć wieniec na grobie Karola Marksa.

Radziecki futbol odniósł swój pierwszy wielki sukces na igrzyskach olimpijskich w Melbourne. Rosjanie zdobyli tam złoty medal, mając w drużynie wspaniałych piłkarzy. Najbardziej znanym był bramkarz Lew Jaszyn, nazywany Czarną Panterą, ponieważ bronił zawsze w czarnym swetrze.

Przez całą karierę był wierny jednemu klubowi – moskiewskiemu Dynamu. Spędził w nim 21 lat. Jaszyn wprowadził nowy styl obrony bramki, z której wybiegał często aż pod linię pola karnego, piąstkując piłkę znad głów napastników.

Słynny kapitan reprezentacji Anglii Bobby Moore mówił, że kiedy przeciwnicy patrzyli na Jaszyna, tracili wiarę w możliwość wbicia mu gola. Panował w bramce i na polu karnym, miało się wrażenie, że kiedy rozkłada ręce, mógłby nimi dotykać słupków. Był spokojny, nikomu nie skakał korkami na klatkę piersiową ani nie próbował przestawić szczęki napastnikom, co się bramkarzom zdarzało.

Z Jaszynem związane są najlepsze lata radzieckiej drużyny narodowej, czyli tzw. sbornej. Oprócz wspomnianego złotego medalu olimpijskiego to tytuł mistrza Europy w roku 1960, wicemistrzostwo cztery lata później, czwarte miejsce na mundialu w Anglii.

Jaszyn był uczestnikiem czterech turniejów finałowych mistrzostw świata. Do dziś jest jedynym bramkarzem, który w ponad 50-letniej historii plebiscytu "France Football" na najlepszego piłkarza Europy zajął pierwsze miejsce (1963).

Wszyscy go lubili, co w przypadku sportowców z Kraju Rad nie było takie powszechne. Jaszyn był Bohaterem Pracy Socjalistycznej, nosił w klapie ordery Lenina i Czerwonego Sztandaru, palił paczkę biełomorów dziennie, a przed meczami zdarzało mu się wypić, żeby mu się ręce nie trzęsły. Normalny facet. Kiedy zakończył karierę, mecze pożegnalne urządzili mu rodacy w Moskwie i Włosi w Mediolanie. A kiedy zapadł na chorobę Buergera i musiano mu amputować nogę, opiekowali się nim Niemcy, na czele z redaktorem naczelnym magazynu "Kicker" Karlem–Heinzem Heimannem, który trafił do niewoli pod Stalingradem i spędził kilka lat na Syberii.

Siedem lat po śmierci Jaszyna (w roku 1990) odsłonięto jego pomnik nad rzeką Moskwą, tuż obok stadionu na Łużnikach.

Legendarny Chorzów

Rosjanie długo unikali meczu międzypaństwowego z Polską, ale w roku 1957 musiało do niego dojść w eliminacjach do mistrzostw świata. W Moskwie Polacy przegrali 0:3. Rewanż w Chorzowie zakończył się naszym zwycięstwem 2: 1. Obydwie bramki strzelił Gerard Cieślik. To był jeden z tych meczów, jakie przechodzą do historii. Rok po polskim Październiku 100 tysięcy ludzi na Stadionie Śląskim odśpiewało hymn narodowy, a po ostatnim gwizdku kibice znieśli piłkarzy do szatni na ramionach. W Polsce zawsze zwycięstwo nad sportowcem z Kraju Rad miało znaczenie szczególne.

Po wojnie, kiedy ZSRR przyjmowano do FIFA, zagwarantował on sobie ustawowo miejsce dla wiceprezydenta tej organizacji. Z Rosjanami świat musiał się liczyć. Nie ma wątpliwości co do tego, że to oni wybrali na miejsce trzeciego meczu z Polakami teoretycznie neutralny Lipsk. FIFA wybór zaakceptowała, Polacy nie oprotestowali. A w Lipsku Rosjanie czuli się jak u siebie w domu, ponieważ na mecz przyszła cała Armia Czerwona, która stacjonowała wtedy w NRD. I przegraliśmy 0:2.

Ale generalnie Rosjanie byli nam życzliwi. Kiedy trzy lata po Lipsku (w roku 1960) Polacy polecieli do Moskwy na mecz towarzyski, po wejściu do przestronnych szatni stadionu na Łużnikach oniemieli. Stoły uginały się pod wędlinami, kawiorem, owocami południowymi, czyli tym wszystkim, czego w Polsce nie było. Pokusa była silniejsza. Chłopaki tak się najadły, że nie mogły się ruszać. I przegrały 1:7.

Dwa razy udało się nam zagrać Rosjanom na nosie w ważnych turniejach. Podczas igrzysk olimpijskich w roku 1972 i na mundialu w Hiszpanii. W pierwszym przypadku zwycięstwo smakowało szczególnie. W Augsburgu, po ataku terrorystów palestyńskich na wioskę olimpijską, nie wiadomo było, czy mecz Polska – ZSRR dojdzie do skutku.

Piłkarze taksowali się wzrokiem i czekali. Tę fazę rywalizacji Polacy przegrali. Kiedy już wyszli z opóźnieniem na boisko, nic im się nie udawało. Oleg Błochin strzelił bramkę, Rosjanie poczuli się jeszcze mocniej. Prowadzili 1:0 jeszcze na 11 minut przed końcem. Ale wtedy Kazimierz Deyna strzelił bramkę z karnego. Rosjanie zaczęli się bać i w 87. minucie, po golu Zygfryda Szołtysika, przegrali 1:2. Parę dni później zdobyliśmy złoty medal.

Taką samą wartość miał remis podczas mundialu w Hiszpanii. Był rok 1982, w Polsce stan wojenny, codzienne pytania "wejdą, nie wejdą", na trybunach hiszpańskich stadionów transparenty "Solidarności" i w takich warunkach trzeba grać z ZSRR. Nam wystarczał remis, oni musieli zwyciężyć. Chyba nigdy polscy piłkarze nie czuli takiego poparcia milionów rodaków jak wtedy. Zbigniew Boniek szalał, Włodzimierz Smolarek ukradł wiele minut, trzymając piłkę przy narożnej chorągiewce. Rosjanie byli bardzo dobrzy, ale i bezradni. Błochinowi, który też grał w tym meczu, znowu się nie udało. Po "zwycięskim remisie" Zbigniew Boniek przyszedł do telewizyjnego studia w koszulce z napisem CCCP. Odebraliśmy to jak wojenną zdobycz gdzieś spod Radzymina.

CIS zamiast CCCP

Kiedy w roku 1992 odbywały się w Szwecji mistrzostwa Europy, Związku Radzieckiego już nie było. Awans do finałów wywalczył ZSRR, ale w turnieju zastąpił go nowy organizm – Wspólnota Niepodległych Państw. No i żeby było bardziej irracjonalnie, piłkarze wystąpili w koszulkach z napisem CIS, tak dużym jak CCCP. A CIS to po angielsku Commonwealth of Independent States. Tak się kończył Kraj Rad, a zaczynało normalne futbolowe życie, w którym najlepsi rosyjscy piłkarze szybko sobie znaleźli pracę w dobrych zachodnich klubach i zapomnieli, że kiedyś zarabiali w rublach.

Minęło niewiele ponad dziesięć lat i kluby rosyjskie stały się tak samo dobrym miejscem pracy jak zachodnioeuropejskie. Polacy też w nich grają i nikt już nie mówi o przeszłości.

Sobotni "Kommiersant" napisał, że "losowanie mistrzostw Europy okazało się dla Rosji fantastycznie pomyślne". "Komsomolskaja Prawda" dodaje: "Losowanie było do tego stopnia udane, że Sborna w okamgnieniu z czarnego konia przeistoczyła się w faworyta Euro 2012".

Pożywiom – uwidim.

Przed niedawnym meczem Legii ze Spartakiem w wywiadzie dla dziennika "Sport-Ekspress" (odpowiednika "Przeglądu Sportowego") piłkarz tego klubu Artjom Dziuba powiedział, powołując się na słowa swojego trenera: "Trafienie na Legię nie jest podarunkiem od losu. Kiedy słyszę słowo "Polacy", widzę historię pełną walk i pojedynki na szable".

Po wojnie musieliśmy Związek Radziecki kochać, a wcześniej czy później wplątała się w to wszystko piłka nożna.

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska