Żaden ze stadionów zbudowanych na Euro 2012 nie jest tak pięknie położony. W centrum miasta, nad brzegiem Wisły. To jedna z największych budowli Warszawy, widoczna z daleka. Najefektowniejsza, gdy się patrzy z placu Zamkowego, a stadion widać w jednej linii z wantami mostu Świętokrzyskiego.
Stadion Dziesięciolecia stał tam ponad pół wieku. W roku 1955, podczas uroczystości otwarcia, po defiladzie zrzeszeń sportowych ze sztandarami 600 artystów tańczyło poloneza. Wczoraj muzycy, których wtedy nie było na świecie, grali muzykę, o jakiej w 1955 r. nikomu się nie śniło.
Stadion Dziesięciolecia był lubiany. Wprawdzie powstawał na fali potrzeb propagandowych władzy, ale go przecież z tego powodu nie bojkotowano. Wzorowany był na stadionie imienia Kirowa w Leningradzie, łudząco przypominał zbudowane w latach 50. areny w Moskwie, Budapeszcie, Bukareszcie, Sofii i Berlinie. Rozłożysty, z bieżnią nie tylko dla lekkoatletów, ale i dla manifestacji ku czci. Piłkarze oglądani z trybun byli ledwo widoczni.
Jeśli chodzi o mecze reprezentacji, to nie cieszył się taką sławą jak bardzo podobny Stadion Śląski. Tamten miał opinię szczęśliwego, mimo że jego historia zaczęła się od samobójczej bramki obrońcy Jerzego Woźniaka w meczu z NRD.
W dodatku Śląski był areną najsłynniejszych meczów pucharowych Górnika Zabrze. Stadion warszawski nie mógł z nim pod tym względem konkurować, bo Legia grała przy łazienkowskiej. Kiedy w wyniku zakulisowych działań polityków nakazano jej rozegrać mecz z AC Milan na Stadionie Dziesięciolecia, legioniści byli niezadowoleni i ich kibice też. Skończyło się remisem 1: 1, Kazimierz Deyna strzelił jedną z najpiękniejszych bramek w karierze.