Na problemy z badaniem przyczyn katastrofy Tu-154 pod Smoleńskiem narzekają nie tylko politycy opozycji, ale i rządzącej PO. Problemy te wynikają z decyzji, jakie zapadły w pierwszych godzinach po katastrofie. Przede wszystkim z rezygnacji ze wspólnego polsko[pauza]rosyjskiego dochodzenia w jej sprawie. Błędy popełnili i polscy śledczy. Dlatego warto zweryfikować słowa Bronisława Komorowskiego, który po katastrofie mówił, że Polska zdała egzamin.
1
Pierwszy i kluczowy błąd popełniony już na starcie to zgoda na badanie katastrofy na podstawie załącznika 13 konwencji chicagowskiej o międzynarodowym lotnictwie cywilnym. Tymczasem Polskę i Rosję od lat łączy porozumienie z 7 lipca 1993 r. w sprawie ruchu samolotów wojskowych i wspólnego wyjaśniania katastrof, zawarte przez MON. Przewiduje ono współpracę obu krajów, gdy dojdzie do takich zdarzeń jak pod Smoleńskiem.
Dlaczego rząd z tej możliwości nie skorzystał, choć tuż po tragedii strona rosyjska deklarowała dość daleko idącą otwartość?
Rząd najpierw milczał, a gdy w maju 2010 r. "Rz" przypomniała o porozumieniu, przekonywał, że było to niemożliwe. Bo jego ranga była zbyt niska i brakowało procedury. Eksperci jednak twierdzili co innego.
2
W efekcie badania katastrofy na podstawie załącznika 13 konwencji chicagowskiej to Rosjanie nadawali ton śledztwu i decydowali, czy, kiedy i jakie materiały nam przekazać. Przesyłali je wybiórczo i opornie.