Wkazałbym się daleko idącą naiwnością, pisząc, że przygotowanie przez grupę moich kolegów klubowych projektu ustawy o związkach partnerskich było dla mnie zaskoczeniem. Mówiło się bowiem o tym od dawna.
Mając jednoznacznie negatywne stanowisko co do istoty sprawy, a jednocześnie wyznając zasadę, że szczegółowo odnosić można się jedynie do projektu, a nie do mglistych koncepcji z prasowych wrzutek, czekałem cierpliwie na obwieszczenie światu wyników prac grupy posła Artura Dunina. Przyznam, że po cichu liczyłem na porzucenie przez wnioskodawców tej mało rozsądnej i społecznie szkodliwej inicjatywy i skierowanie potencjału zaangażowanych parlamentarzystów np. w prace nad projektami likwidującymi bariery dla przedsiębiorców.
Ideologiczny zapał
Niestety jednak niedawno projekt ustawy o związkach partnerskich ujrzał światło dzienne. Zgodnie z moimi przewidywaniami, jak większość projektów wynikających nie tyle z potrzeby rozwiązania istotnych społecznie problemów, ile po prostu z ideologicznego zapału, założenia projektu posła Dunina oprócz treści społecznie szkodliwych zawierają błędy prawne, wykraczając w istocie poza polski porządek konstytucyjny. Nie wspominając o etycznym obciążeniu proponowanych rozwiązań.
Warto się skupić w sposób szczególny na dwóch aspektach. Pierwszy to problem prawny statusu sformalizowanego związku partnerskiego jako takiego. Drugi to rzeczywisty, choć skrzętnie pomijany, cel, który przyświeca projektodawcom.
Zacznijmy zatem od podstaw. Art. 18 Konstytucji RP stanowi, iż: Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej. Nie trzeba specjalnie pogłębionej wiedzy prawnej, aby zrozumieć, że umieszczenie zapisu o ochronie rodziny i małżeństwa na liście instytucji chronionych przez prawo w sposób szczególny nie było przypadkowe. W zamyśle prawodawcy miało zatem tę właśnie - a nie żadną inną - formę związku między ludźmi ustanowić w centrum zainteresowania i troski organów państwa.
Nie przez przypadek również ustawa zasadnicza ani słowem nie wspomina o konkubinatach czy tym bardziej o partnerskich związkach jednopłciowych. Przyczyna jest oczywista. Wyłącznie małżeństwo już przez sam fakt swojej konstrukcji prawnej daje największą - choć oczywiście nie bezwzględną - gwarancję stabilności związku i relacji między małżonkami. A to już samo w sobie jest z punktu widzenia państwa istotną wartością. Ponadto małżeństwo tworzy bezsprzecznie najlepsze warunki do przyjęcia i właściwego wychowania potomstwa - czyli z punktu widzenia państwa kolejnych obywateli i podatników.
Ominięcie konstytucji
Co do zasady również żadna inna forma związku między ludźmi nie daje tak pełnej i optymalnej szansy na właściwe wychowanie dzieci. Stąd próba usankcjonowania innych form związków międzyludzkich poprzez nadanie im części uprawnień przysługujących małżeństwom jest niczym innym jak próbą ominięcia ustawy zasadniczej i wprowadzenia tylnymi drzwiami alternatywnych uprzywilejowanych prawnie form rodziny do polskiego systemu prawnego. I ten właśnie mechanizm budzi istotne zastrzeżenia co do konstytucyjności proponowanych rozwiązań.
Przypominam, że w Polsce panuje całkowita swoboda łączenia się ludzi w związki nieformalne w dowolnych konfiguracjach płciowych, a nawet liczebnych, jeżeli tylko mieszczą się w granicach prawa. Co więcej, obecnie konkubinaty korzystają nawet z pewnych przywilejów, np. w procedurze karnej prawo do odmowy złożenia zeznań obciążających konkubenta. Zarówno hetero-, jak i homoseksualne związki cieszą się w Polsce pełną wolnością, a osoby je tworzące korzystają z pełni praw publicznych przysługujących wszystkim obywatelom RP.
Mówienie więc, że usankcjonowanie związków partnerskich poprzez nadanie im niektórych szczególnych uprawnień małżeństwa stanowi zrównanie praw obywatelskich, jest kompletnym nieporozumieniem i manipulacją. Dodatkowe, szczególne uprawnienia małżonków są bowiem specjalnymi przywilejami prawnymi, wynikającymi ze szczególnej społecznej roli małżeństwa, o której była już mowa wcześniej, a nie zwykłymi prawami, których osoby tworzące związki partnerskie są niesprawiedliwie pozbawione.
To kolejny istotny argument natury prawnej, który nierozerwalnie łączy się z etycznym wymiarem regulacji proponowanych przez grupę posła Dunina. Oczywiste jest, że szczególne przywileje prawne, które przysługują małżonkom, wynikają z samej szczególnej roli małżeństwa w społeczeństwie, ale także - i to należy bardzo mocno podkreślić - z dodatkowych obowiązków i szczególnej odpowiedzialności społecznej i prawnej, jaką przyjmują na siebie małżonkowie.