Dla wszystkich jest jasne, że prokuratura w akcie zemsty popełniła gruby faul, ale do kapitana squadra azzurra przylgnęła łatka dotkniętego chorobą hazardową. To właśnie wtedy rozżalony trener Prandelli rzucił: „Jeśli ktoś uważa, że tak będzie lepiej dla włoskiej piłki, możemy nie jechać na Euro. Nie ma problemu". Szantaż otrzeźwił nieco Katonów we włoskich mediach, prokuratura położyła uszy po sobie, a szefowa MSW Annamaria Cancellieri powiedziała: „Jedźcie, grajcie dobrze. Forza Italia!".
Moralny wzór
Niemniej jednak podejrzenia, że trzech piłkarzy squadra azzurra jest zamieszanych w skandal, wytworzyły wokół włoskiej kadry fatalną atmosferę. W świadomości Włocha futbolowa reprezentacja powinna być jak żona Cezara – bez skazy. Szczególnie drużyna charyzmatycznego Cesarego Prandellego. Trener wprowadził do zespołu kodeks etyczny. Na jego podstawie reprezentant Włoch, który zachował się niegodnie na boisku lub poza nim, do kadry powołany być nie może. Taki los spotkał kilkakrotnie Mario Balotellego, a też Daniele De Rossiego. Prandelli stara się, by jego drużyna była obywatelskim i moralnym wzorem dla kibiców. Dlatego reprezentacja w ubiegłym roku trenowała w ośrodku w Gioia Tauro w Kalabrii na terenie odebranym miejscowej mafii ndrangheta. Dlatego nierozegranemu z powodu trzęsienia ziemia wtorkowemu meczowi z Luksemburgiem w Parmie miała przyświecać idea walki z przemocą wobec kobiet. I wreszcie dlatego 6 czerwca cała włoska reprezentacja odwiedzi obóz w Auschwitz.
Prandelli, autor sukcesów Fiorentiny i dwukrotnie wybrany przez kolegów z serie A na trenera roku, przejął drużynę z rąk Marcello Lippiego po klęsce w RPA dwa lata temu, gdy mistrzowie świata nie zdołali nawet wyjść z grupy. Jako piłkarz był świetnym, choć dwunastym graczem Juventusu wchodzącym na ostatnie pół godziny gry. Jako człowiek zapisał się w zbiorowej pamięci Włochów jako ten, który zrezygnował ze wspaniałego kontraktu z AS Roma, by cały czas poświęcić chorej na raka żonie – koleżance ze szkoły (zmarła w 2007 r.).
Prandelli cierpliwie budował nowy zespół nadając mu niewłoski, bo atakujący styl. Drużyna śpiewająco przeszła przez kwalifikacje ME, tracąc zaledwie dwie bramki. W meczach towarzyskich potrafiła wygrać z Hiszpanią i zremisować z Niemcami, ale i przegrać z Urugwajem czy USA. Dziś jest w niej czterech mistrzów świata (Buffon, Barzagli, De Rossi, Pirlo) i zaledwie dziewięciu członków katastrofalnej wyprawy do RPA.
Wszystko wydawało się zapięte na ostatni guzik. Prandelli co prawda tłumaczył, że zespół nie może grać jak Hiszpania, bo nie ma tak znakomitych graczy, ale mierzy w półfinał. Wtedy do drzwi w Coverciano zapukała policja, w piątek wybuchła sprawa czeków Buffona, a w sobotę w Zurychu squadra azzurra w niemal optymalnym składzie sromotnie poległa 0:3 z Rosją.
Obrona, w której zabrakło leczącego się Giorgio Chielliniego, tradycyjnie najsilniejsza włoska formacja, była dziurawa jak sito. Dwie bramki padły po żenujących błędach, „jakich nie robi się już nawet w Afryce" – zauważył „Corriere dello Sport".