– Odejście księżniczki to wielka strata, nie tylko z powodu jej osoby. Habsburgowie, obok Burbonów, to najznamienitszy ród na świecie – mówi Jacek Bartyzel, historyk myśli politycznej.
Była córką księcia Karola Olbrachta Habsburga oraz Szwedki Alicji Ankarcrony. Jej rodzice zawsze byli lojalnymi obywatelami Polski. Ojciec w 1939 r. udzielił pożyczki szykującym się do walki polskiemu lotnictwu i marynarce. Za nieprzejednaną postawę wobec Niemców przejęto ich dobra rodowe w zarząd komisaryczny. Karol Olbracht odmówił też podpisania folkslisty. – Właściwie należę do narodowości polskiej, jestem tylko niemieckiego pochodzenia – mówił książę podczas przesłuchania przez gestapo. Był więziony i torturowany. Po wojnie Habsburgowie wrócili do Polski, ale komuniści wygnali rodzinę, konfiskując jej majątek. Oni jednak nigdy nie wyrzekli się polskości. Księżniczka, choć przez 39 lat żyła w Szwajcarii, nigdy nie przyjęła obywatelstwa tego kraju. Pozostała bezpaństwowcem.
Polski paszport odzyskała dopiero w 1993 r. W 2001 r. wróciła do Żywca. Mówiła: „... w Polsce czuję się jak u Pana Boga za piecem. Na obczyźnie zawsze czułam się źle. Tęskniłam do domu. Nie myślałam, że doczekam się wolnej Polski. Szkoda, że rodzice tego nie dożyli...".
– Wielokrotnie powtarzała, że Polska kiedyś zmartwychwstanie. Terminologia to nieprzypadkowa, bo była osobą głęboko wierzącą. Cieszyła się, że w Polsce są pełne kościoły – podkreśla Tomasz Terteka, rzecznik miasta Żywca, który asystował księżniczce podczas publicznych wydarzeń i organizował jej spotkania.
Zamieszkała w apartamencie przygotowanym dla niej przez władze samorządowe Żywca, w dawnej siedzibie rodowej. Mieszkańcy miasta znali ją. Na ulicy wszyscy mówili jej „dzień dobry".