Polska–Anglia: czas zmienić taśmę

Dziś w Warszawie najważniejszy mecz jesieni. Mało kto wierzy w naszych piłkarzy, ale oni się tym nie przejmują. Obiecują walkę

Publikacja: 16.10.2012 02:16

 

Każdy kibic ma swoje Wembley. Magiczny mecz z dzieciństwa, na który czekał w szaliku przed telewizorem. To nie musiało być nawet na tamtym stadionie, gdzie w 1973 r. Polacy, remisując 1:1, rozpoczęli marsz do sławy. Wystarczyło, by kadra mierzyła się z Anglią, ta nazwa działa magicznie.

Z mitem Wembley zmaga się każde pokolenie polskich piłkarzy, tyle że dla obecnego to już trochę jak niemy film. Taśma z golem Jana Domarskiego i interwencjami Jana Tomaszewskiego w końcu zerwie się w odtwarzaczu.

Mamy młodą drużynę (tylko Marcin Wasilewski, Tomasz Kuszczak i Rafał Murawski są po trzydziestce), która co prawda Wembley z 1973 r. nie może pamiętać, ale zdaje sobie sprawę z wagi dzisiejszego spotkania.

– We mnie Anglicy zawsze wzbudzali większe emocje niż ktokolwiek inny. Marzyłem o grze w Premiership. Nie muszę żadnego z kolegów na ten wieczór motywować. Jeśli już, to raczej hamować – mówi Marcin Wasilewski, który dziś będzie kapitanem w zastępstwie kontuzjowanego Kuby Błaszczykowskiego.

– Mam w głowie taki mecz, kiedy Jerzy Brzęczek strzelił gola na 1:2 i liczyłem, że jeszcze nie wszystko stracone – Przemysław Tytoń wspomina spotkanie z 1999 roku. Ten sam mecz zapamiętał Kamil Grosicki. – Paul Scholes strzelił nam trzy gole, jednego ręką. Mocno to przeżyłem. Pamiętam też eliminacje mundialu 2006, kiedy Tomasz Frankowski strzelił gola, ale i tak przegraliśmy 1:2. Od Tomka dostałem esemesa po meczu z RPA, liczy że wreszcie zacznę zdobywać bramki w kadrze.

Dajcie nam czas

Łukasz Piszczek z gola Marka Citki z 1996 roku pamięta tylko to, że jego tata cieszył się przed telewizorem bardziej niż zwykle. Piszczek miał wtedy 11 lat. Kiedy Dariusz Szpakowski krzyczał słynne „O Jezus Maria!" po pudłach Marka Leśniaka w meczu na 1:1 z 1993 roku, Paweł Wszołek miał roczek, Arkadiusza Milika zaś nie było jeszcze na świecie. – Ja się na Wembley 73 wychowałem. Niedawno odświeżyłem wspomnienia – mówi trener Waldemar Fornalik.

Nasza drużyna wygląda jak budowa drugiej linii metra w Warszawie. Niby idzie dobrze, ale w każdej chwili może zapaść się ulica albo woda zaleje tunel. Franciszek Smuda mówił, że zostawia gotowy zespół, ale następca już po jednym meczu, z Estonią, doszedł do innych wniosków i zaczął rekonstrukcję.

Dlaczego rywale strzelają nam gole po stałych fragmentach? Dlaczego mamy przestoje w grze? Na wszystkie pytania Fornalik odpowiada prośbami o cierpliwość. Mówi, że mecz z Anglią przyszedł zbyt szybko po przejęciu przez niego drużyny, by był decydującym egzaminem. W porównaniu z Euro w pierwszym składzie na mecz z Anglią może znaleźć się nawet czterech nowych zawodników. Taktyka też jest inna. – Najlepiej wychodzi nam gra z kontry, tak jest od lat. W ataku pozycyjnym mamy dużo nauki przed sobą – mówi Fornalik.

Piłkarze powtarzają, że po wielkim niewypale na Euro potrzebują spektakularnego zwycięstwa. Takiego, jakim drużyna Leo Beenhakkera obudziła Polskę w 2006 roku, niespodziewanie pokonując 2:1 Portugalię. A miesiąc później potrafiła wygrać 1:0 z Belgią na wyjeździe, takiej nabrała wiary. Teraz Polacy też są spisywani na straty, podobnie jak wówczas.

– Kiedy zaczynało się zgrupowanie, miałem w głowie gotowy skład. Później się okazało, że zabraknie Kuby Błaszczykowskiego, Eugen Polanski ze względów osobistych nie uczestniczył w treningach, nie mogą grać Maciej Rybus i Sławomir Peszko – mówi Fornalik.

Polanski wrócił do drużyny wczoraj i wystawianie go do gry wiąże się ze sporym ryzykiem. Być może trener postawi jednak na Ariela Borysiuka. Dylemat miał też co do prawej pomocy. Pawłowi Wszołkowi w meczu przeciwko RPA nogi trochę się trzęsły, ale i tak przez 45 minut zrobił więcej niż Adrian Mierzejewski, po którym widać, że w Trabzonsporze nie gra.

Ziemia jałowa

Ale Anglicy też mają swoje problemy. Roy Hodgson na konferencji przed meczem nie przypominał już tego czarującego dżentelmena z pierwszych miesięcy pracy z kadrą. Nie wyszedł poza banały o wymagającym rywalu i groźnym Robercie Lewandowskim, podobnie jak siedzący obok niego Steven Gerrard.

Hodgson jak każdy kolejny trener Anglii w ostatnich latach przekonał się, że dymu wokół tej drużyny jest dużo, więcej niż ognia w niej. Potęga Premiership nie słabnie i zawsze zapewni reprezentacji wiernych kibiców na świecie – jak ci, którzy stali wczoraj w komitecie powitalnym pod Hiltonem w koszulkach Manchesteru City czy Liverpoolu. Ale z produkowaniem wybitnych angielskich piłkarzy jest już w tej lidze znacznie gorzej.

Anglicy podkreślają to bez przerwy. Kajają się, że ich akademie piłkarskie to skamielina w porównaniu z hiszpańskimi, że taktyka reprezentacji jest zbyt prymitywna. Robią wiele szumu wokół swoich młodych talentów: Toma Cleverleya z Manchesteru United czy Aleksa Oxlade'a-Chamberlaina z Arsenalu. Ale to jeszcze wyraźniej pokazuje, jak rzadko trafiają się Anglikom tacy piłkarze z fantazją.

Stać ich na najlepszych korepetytorów: jak powinien grać nowoczesny pomocnik, pokazuje im David Silva w Manchesterze City, Juan Mata w Chelsea, Santi Cazorla w Arsenalu. Czyli piłkarze, którzy bywają w Hiszpanii rezerwowymi, a w angielskiej kadrze byliby witani czerwonym dywanem.

Nauka od Hiszpanów idzie jednak opornie, bo w Anglii wciąż króluje przekonanie, że piłkarz ma być przede wszystkim waleczny. Tego kibice wymagają od niego na co dzień w klubie. A reprezentacja to dla Anglika miłość po godzinach, tej klubowej nie zagrozi. „Jedno mnie tylko pocieszało. Że to się przynajmniej stało w kadrze, a nie w Liverpoolu" napisał w swojej autobiografii Jamie Carragher o jednej z reprezentacyjnych porażek. To był wyjątkowy przypływ szczerości. Zwykle wszyscy zapewniają, że kochają grać z trzema lwami na piersi. Inaczej gazety by ich rozjechały. Kadra jest w niewoli tabloidów. Angielski piłkarz opowiada o podbijaniu świata, ale tak naprawdę jego plan A na grę w reprezentacji to nie wychylać się i nie trafić na czołówki brukowców jako kozioł ofiarny.

Huragan Terry

Strach przed niepowodzeniem odbiera chęć ryzykowania. Anglia jest mocna w laniu rywali, którzy się jej boją. Ale wystarczy przeciwnik bez kompleksów i zaczynają się problemy, jak w poprzednich eliminacjach z Czarnogórą i w obecnych z Ukrainą. Obie te drużyny miały dość szans, by w Londynie wygrać, ale Anglicy jakoś uratowali remis. Jak widać, niewiele dziś trzeba, by mieć swoje Wembley. I to inne niż nasze, bo dobrych akcji ukraińskich i czarnogórskich uzbierało się dużo więcej niż w naszym krótkim filmie o zwycięskim remisie z 1973 r., gdy Anglicy mieli przygniatającą przewagę.

Naszym rywalem będzie dziś drużyna osłabiona kontuzjami Franka Lamparda i Theo Walcotta, ale przede wszystkim w odbudowie po huraganie Terry, który szalał w niej przez ostatni rok i zostawił pobojowisko. Zaczęło się od trzech słów – „Pie.... czarna p...o" – które Terry rzucił rok temu do Antona Ferdinanda z Queens Park Rangers. I domino ruszyło: najpierw odszedł Fabio Capello, obrażony, że federacja odebrała piłkarzowi Chelsea opaskę kapitana bez konsultacji z trenerem. Potem następca Capello Roy Hodgson doszedł do wniosku, że dopóki jest w kadrze Terry, to nie ma miejsca dla skłóconego z nim Rio Ferdinanda, brat Antona. Całkiem niedawno i Terry ogłosił, że odchodzi z kadry, bo czuje się prześladowany postępowaniem dyscyplinarnym FA. Potem wir porwał też na krótko Ashleya Cole'a, który w procesie przed sądem i w postępowaniu dyscyplinarnym wziął stronę Terry'ego, a gdy federacja zakwestionowała prawdziwość jego zeznań, nazwał ją „bandą c..". Ale w porę przeprosił i może grać. Ot, takie piłkarskie problemy.

Czas je wreszcie wykorzystać. Stadion Narodowy w Warszawie nie ma jeszcze swojej legendy. Piłkarze Kazimierza Górskiego apelują do obecnych: „Wtedy też nikt w nas nie wierzył. Zróbcie to wreszcie". Pora na, niechby i krótki, film o wygrywaniu. ?

Grupa H

1. Anglia    3    7    11:1

2. Czarnogóra    2    4    8:2

3. Polska    2    4    4:2

4. Ukraina    2    2    1:1

5. Mołdawia    3    1    0:7

6. San Marino    2    0    0:11

Mecze rozegrane: Mołdawia – Ukraina 0:0; Anglia – San Marino 5:0; Polska – Mołdawia 2:0; San Marino – Czarnogóra 0:6; Anglia – Ukraina 1:1; Mołdawia – Anglia 0:5; Czarnogóra – Polska 2:2.

Dziś grają: San Marino – Mołdawia; Polska – Anglia; Ukraina – Czarnogóra.

Jan Tomaszewski bramkarz, który w 1973 roku zatrzymał Anglię

Wembley zaczęło się dużo wcześniej. Byliśmy w podobnej sytuacji, jak drużyna Waldemara Fornalika. Przegraliśmy z Walią i z Leszkiem Ćmikiewiczem i Włodkiem Lubańskim przyrzekliśmy sobie, że to się nie może powtórzyć. Przegraliśmy z Walią, drużyną, do której brali tych, którzy nie nadawali się do rugby, bo nie podjęliśmy walki. Obiecaliśmy sobie, że w meczach w Polsce – z Walią i Anglią – zagramy w myśl zasady „słabsza kość pęka". Franciszek Smuda zostawił zgliszcza, dla piłkarzy nie powinno być teraz lepszej motywacji niż pragnienie, by się odkuć. Joe Hart to jeden z najlepszych bramkarzy na świecie, ale angielska defensywa pozbawiona jest czołowych zawodników, łącznie z Frankiem Lampardem, który harował jak wół także w obronie. Mam nadzieję, że Fornalik sprzedaje kit mediom, że jeszcze nie zdecydował, kto stanie w bramce. Tomasz Kuszczak i Przemysław Tytoń nie przyjechali rywalizować ze sobą, ale zatrzymać Anglię, powinni wiedzieć, kto jest numerem jeden.

Alan Clarke strzelec gola dla Anglii w meczu z roku 1973

Na papierze Anglia ma zdecydowanie silniejszą drużynę. Ale piłkarze nawet na chwilę nie mogą o tym pomyśleć. Wychodząc na boisko w Warszawie, muszą mieć takie samo podejście, jakby grali z Włochami czy Rosją. Mogą wygrać ten mecz, ale czeka ich dużo ciężkiej pracy. Jeśli zlekceważą Polaków, będą mieli problemy. Grałem przeciwko wam w eliminacjach do mundialu w 1974 roku. Przegraliśmy w Katowicach, ale zwycięstwo w rewanżu dawało nam awans. Zremisowaliśmy, Polska wtedy nas zatrzymała. Od tej pory, niezależnie na którym miejscu jesteście w rankingu, wszyscy traktują was jak wojowników. W latach 70. mieliście piłkarzy z mocnym charakterem. Czy Anglia przyjeżdża do Polski osłabiona? Jest dwóch czy trzech piłkarzy kontuzjowanych, ale to raczej bez znaczenia. Trener ma 23 zawodników na wysokim poziomie, wszyscy grają w Premiership, w europejskich pucharach. Nie myślę, że mamy teraz słabszą drużynę niż podczas Euro 2012.      —koło

 

Każdy kibic ma swoje Wembley. Magiczny mecz z dzieciństwa, na który czekał w szaliku przed telewizorem. To nie musiało być nawet na tamtym stadionie, gdzie w 1973 r. Polacy, remisując 1:1, rozpoczęli marsz do sławy. Wystarczyło, by kadra mierzyła się z Anglią, ta nazwa działa magicznie.

Z mitem Wembley zmaga się każde pokolenie polskich piłkarzy, tyle że dla obecnego to już trochę jak niemy film. Taśma z golem Jana Domarskiego i interwencjami Jana Tomaszewskiego w końcu zerwie się w odtwarzaczu.

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!