Ważne są wartości, w które wierzyli

Dla powstańców niezwykłe było poczucie wolności – mówi Maciej Piwowarczuk, autor filmu „Epidemia Miłości".

Publikacja: 01.08.2013 02:23

Róża Nowotna Jedna z bohaterek filmu „Epidemia Miłości”

Róża Nowotna Jedna z bohaterek filmu „Epidemia Miłości”

Foto: materiały prasowe

Rz: Nakręcił pan film „Epidemia miłości", który przedstawia Powstanie Warszawskie z mało znanej strony. To historie powstańców, którzy mimo toczących się dookoła walk decydowali się na ślub. Co pana najbardziej zdziwiło w ich opowieściach?

Maciej Piwowarczuk, reżyser:

To, co mnie zaskoczyło i co w nich podziwiam, to dojrzałość i uporządkowanie – dla nich istnieje hierarchia wartości. Jeden z moich bohaterów, Alek, miał ślub 1 sierpnia o 11 rano. Po uroczystości było wesele, na które przyszły łączniczki. Pan młody prosto z zabawy poszedł na barykadę na Żelazną. Zapytałem go, czy nie było mu głupio zostawić Krysi (żony – red.) na tym weselu. Odpowiedział, że żona to tylko jeden człowiek, a ojczyzna to cały naród. To bardzo charakterystyczne dla tego środowiska, hierarchia, wierność wyborom, konsekwencja. Za to ich bardzo podziwiam i szanuję.

O powstańczym małżeństwie Jana Nowaka-Jeziorańskiego słyszało wielu. Pan dotarł jednak do innych bohaterów?

Ich szukanie było pracą tytaniczną, w którą zaangażowani byli także bohaterowie tamtych wydarzeń. Powstańcy, z którymi się kontaktowaliśmy, sami zaczynali szukać wokół siebie bohaterów do filmu. Rozpowiadali, że jest taki człowiek, który nie pyta o to, jak się żyło na barykadzie, tylko o to, czy się tęskniło za dziewczyną. W tym samym czasie, w którym pracowaliśmy nad filmem, rozwijało się także Archiwum historii mówionej realizowane przez Muzeum Powstania Warszawskiego. To też jest skarbnica różnych faktów i informacji. Przeszukując to archiwum, znajdowaliśmy kolejnych bohaterów.

I to właśnie na nich skupił pan uwagę.

W Powstaniu Warszawskim bardziej niż kulisy zdobycia dajmy na to PASTY interesują mnie wartości, które przyświecały żołnierzom o nią walczącym. Patrzenie na historię właśnie poprzez  szukanie wartości w tych relacjach, próba zrozumienia postaw, to coś, z czego możemy czerpać. Widać to zwłaszcza na szerszej płaszczyźnie. Nie mamy jednego Rotmistrza Pileckiego, mamy ich setki.

Wspomniał pan, że powstańcy sami kontaktowali się między sobą i pomagali w poszukiwaniach. To środowisko, które zjednoczyło się latem 1944 roku, jest wciąż ze sobą zżyte?

Oni są zżyci przede wszystkim w ramach jednego oddziału. Zdarzyła mi się jednak sytuacja, w której pani, która wzięła ślub w Zgrupowaniu Zaremba-Piorun, nic nie wiedziała o drugiej, która również pobrała się w tym samym zgrupowaniu. Co więcej, nie znały się, mimo że razem studiowały.

Film powstawał kilka lat. Z powstańcami spędził pan wiele czasu, spotykał się z nimi po kilkanaście razy. Jeździł od Warszawy przez Opole aż do USA. Czy relacje tych osób jakoś się różniły?

Nie. Wydaje mi się, że te relacje są podobne. Z jednej strony możemy wskazać na typowe menu wesela powstańczego – sucha bułka i puszka z jakimiś sardynkami, czasem konina, a w drugiej połowie września to już raczej kot.

Z drugiej strony prawie dla wszystkich te małżeństwa zakończyły się szczęśliwie. Te nieudane to było typowe zakochanie, a nie akt woli – jak jeden z bohaterów nazywa swój ślub. Zdarzało się, że zakochanie rodziło się w momencie zagrożenia. Powstała fascynacja, która niweczyła lęk przed tym, co ich czeka po powstaniu. Dlatego też decydowali się na śluby, myśleli, że z partnerem będzie łatwiej. Czasem to było za mało, uczucie mijało, a nie pojawiała się miłość. Na ponad 20 małżeństw, które zdokumentowałem, znam trzy, które się rozpadły.

A na co zwracali największą uwagę w swoich opowieściach?

Na samo powstanie. Na tę chwilę, to poczucie wolności, na pierwsze dni sierpnia. To było dla nich wszystkich najważniejsze, pierwsze dni, kiedy poczuli wolność, kiedy zobaczyli biało-czerwone flagi, kiedy ktoś zaczął grać Chopina na fortepianie w którymś z opuszczonych mieszkań. Wtedy mogli znowu poczuć się Polakami.

Pytał ich pan, ile dla nich znaczyło całe powstanie?

Raczej nie, zakładałem po prostu, że było to dla nich ważne.

Jan Nowak-Jeziorański na pana filmie wspomina, że gdy przyjechał do Warszawy, to napięcie było już tak duże, że powstanie wybuchłoby nawet, gdyby rozkaz nigdy nie padł.

Opinia Jana Nowaka- -Jeziorańskiego jest opinią Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Z drugiej strony wiele osób uważa, że Armia Krajowa była formacją na tyle zdyscyplinowaną, że gdyby nie padł rozkaz, to powstanie by nie wybuchło. To jednak wróżenie z fusów.

Niektórzy z pana bohaterów to powstanie wspominają tak jakby trochę z bólem. Mówią o pięknej, patriotycznej przygodzie, o zrywie narodowym, ale na ich twarzach widać smutek. Oni mają poczucie, że było warto podjąć tę nierówną walkę?

Na pewno nie żałują, że poszli do powstania. Większość z moich rozmówców nie pozwala sobie na jego ocenę w szerszej perspektywie. Widzą minusy, widzą zniszczone miasto, ale każdy z nich mówi, że gdyby cofnąć czas, to 1 sierpnia i tak by poszli na barykady. Piękna jest ich konsekwencja i wierność swoim wyborom. Ona się przejawia w każdym działaniu i w myśleniu, że jak dokonali czegoś 60–70 lat temu, to się tego nie wstydzą. Pokazują ogromną dojrzałość.

A czym powstanie było dla pana i jak pan myśli, czym dla Polaków?

Dla mnie Powstanie '44 jest doświadczeniem wolności, myślę, że dla Polaków podobnie. I tak należy je postrzegać, bo nie chodzi jedynie o to, żeby o godzinie 17 wszyscy stanęli i oddali honor poległym mieszkańcom Warszawy i walczącym o nią AK-owcom. W tej rocznicy chodzi o to, żeby również oddać hołd pamięci Państwu Podziemnemu i wszystkim 400 tysiącom żołnierzom AK. To oni od końca września 1939 roku chcieli utraconą wolność sami odzyskać. Myślę, że na to powstanie trzeba patrzeć szerzej, nie tylko przez pryzmat Warszawy, ale całej działalności podziemnej.

Wyobraża pan sobie takie powstanie dzisiaj?

Chyba nie mam tak bujnej wyobraźni. Świat się mocno zmienił. Gdyby w Europie zaczęło się coś dziać, to może doczekalibyśmy się kolejnego powstania. Trudno to sobie jednak wyobrazić. Zmieniło się pole walki, zmieniła się metoda walki. Kilka lat temu Estonia została zaatakowana przez hakerów, a nie przez jednostki specjalne. Nie umiem sobie wyobrazić powstania, bo nie umiem sobie wyobrazić współczesnej wojny w Europie.

Zobacz zwiastun filmu "Epidemia miłości"

Rz: Nakręcił pan film „Epidemia miłości", który przedstawia Powstanie Warszawskie z mało znanej strony. To historie powstańców, którzy mimo toczących się dookoła walk decydowali się na ślub. Co pana najbardziej zdziwiło w ich opowieściach?

Maciej Piwowarczuk, reżyser:

Pozostało 96% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!