Rz: Nakręcił pan film „Epidemia miłości", który przedstawia Powstanie Warszawskie z mało znanej strony. To historie powstańców, którzy mimo toczących się dookoła walk decydowali się na ślub. Co pana najbardziej zdziwiło w ich opowieściach?
Maciej Piwowarczuk, reżyser:
To, co mnie zaskoczyło i co w nich podziwiam, to dojrzałość i uporządkowanie – dla nich istnieje hierarchia wartości. Jeden z moich bohaterów, Alek, miał ślub 1 sierpnia o 11 rano. Po uroczystości było wesele, na które przyszły łączniczki. Pan młody prosto z zabawy poszedł na barykadę na Żelazną. Zapytałem go, czy nie było mu głupio zostawić Krysi (żony – red.) na tym weselu. Odpowiedział, że żona to tylko jeden człowiek, a ojczyzna to cały naród. To bardzo charakterystyczne dla tego środowiska, hierarchia, wierność wyborom, konsekwencja. Za to ich bardzo podziwiam i szanuję.
O powstańczym małżeństwie Jana Nowaka-Jeziorańskiego słyszało wielu. Pan dotarł jednak do innych bohaterów?
Ich szukanie było pracą tytaniczną, w którą zaangażowani byli także bohaterowie tamtych wydarzeń. Powstańcy, z którymi się kontaktowaliśmy, sami zaczynali szukać wokół siebie bohaterów do filmu. Rozpowiadali, że jest taki człowiek, który nie pyta o to, jak się żyło na barykadzie, tylko o to, czy się tęskniło za dziewczyną. W tym samym czasie, w którym pracowaliśmy nad filmem, rozwijało się także Archiwum historii mówionej realizowane przez Muzeum Powstania Warszawskiego. To też jest skarbnica różnych faktów i informacji. Przeszukując to archiwum, znajdowaliśmy kolejnych bohaterów.