Sejm oderwał się od społeczeństwa

- Nie wolno tolerować zabijania drugiego człowieka – mówi Tomaszowi Krzyżakowi działaczka pro-life Kaja Godek.

Publikacja: 02.10.2013 07:54

Wiem, gdzie jest moje miejsce, nie należę do żadnej partii politycznej i nie mam takich planów – prz

Wiem, gdzie jest moje miejsce, nie należę do żadnej partii politycznej i nie mam takich planów – przekonuje Kaja Godek

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

W poprzednim tygodniu po ostrej i burzliwej debacie Sejm odrzucił w pierwszym czytaniu obywatelski projekt ustawy zakazującej aborcji dzieci z powodu wad genetycznych. Pod projektem swoje podpisy złożyło ponad 450 tys. obywateli. Za odrzuceniem ustawy głosowało 233 posłów, przeciw było 182, od głosu wstrzymało się sześciu parlamentarzystów.

Czuje się Pani przegrana po tym jak posłowie odrzucili projekt zakazujący aborcji eugenicznej?

Kaja Godek, pełnomocnik Obywatelskiego Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Stop Aborcji":

Zostaje uczucie niedosytu i pewnego rozczarowania, bo jednak liczyliśmy na to, że ten projekt zostanie inaczej potraktowany.

Spodziewaliście się innego efektu? Patrząc na sejmową arytmetykę wynik głosowania był raczej przesądzony.

Zależało nam na tym, by projekt nie został odrzucony w pierwszym czytaniu. Po cichu liczyliśmy na to, że zostanie przyjęty i skierowany do prac w komisjach. Tam byłaby szansa dowiedzenia się czegoś więcej o aborcji w Polsce, przekonania posłów do słuszności tych rozwiązań. Może w komisjach dostalibyśmy też odpowiedzi na pytania, które zadawaliśmy na sali sejmowej. Niestety, stało się inaczej. Posłowie nie chcą się tym tematem zajmować, nie obchodzi ich to, że dzieci w Polsce są zabijane. To przykre.

Ale musi Pani przyznać, że ta piątkowa debata przed głosowaniem była bardzo emocjonalna. Nie za dużo było tych emocji?

Zawsze się zastanawiam nad tym w jaki sposób można merytorycznie rozmawiać o zabijaniu ludzi. Moim zdaniem na spokojnie i bez emocji się nie da. To jest taki temat, który będzie budził emocje, bo taka jest jego natura. Nie wyobrażam sobie byśmy siedzieli na spokojnie i zastanawiali się nad tym czy możemy zabijać ludzi, czy jednak nie. I to wszystko na poziomie wypranej z emocji dyskusji akademickiej. Nie wyobrażam sobie tego w takim wydaniu. Po prostu nie da się na chłodno do tego podejść.

A nie wydaje się Pani, że jednak można dyskusję jakoś uporządkować? Mam tu na myśli większą debatę w przestrzeni publicznej. Ta dyskusja w Sejmie nie była poprzedzona jakimiś większymi rozmowami, akcjami.

Debata publiczna się toczy stale. To nie jest tak, że uchwaliliśmy dwadzieścia lat temu jakąś ustawę i przestaliśmy o aborcji mówić. Są działania ruchów obrony życia, Fundacja PRO organizuje wystawy, pikiety, monitoruje sytuację w szpitalach. To działania stałe, które nie są podejmowane tylko przed debatą sejmową. Lewica też co jakiś czas wyciąga jednostkowe przykłady i robi wokół nich szum medialny np. sprawa Agaty z Lublina, Alicji Tysiąc. To ich sztandarowe projekty medialne, które wokół tematu aborcji krążą. Dlatego wydaje mi się, że temat jest obecny w przestrzeni publicznej. Mówi się o tym, dyskutuje.

Wspomniani posłowie lewicy mówią, że w czasie debaty Pani ich prowokowała i, że szerzy Pani „mowę nienawiści".

Ciekawa jestem co mają na myśli mówiąc o mowie nienawiści. Ja po prostu mówiłam prawdę o tym co się dzieje.

Choćby sformułowanie „zabijanie dzieci" w odniesieniu do wykonywanych w Polsce aborcji, które kilka razy padło z mównicy sejmowej. A potem, gdy marszałek Kopacz zwróciła Pani uwagę, by ostrożniej dobierać słowa, stwierdziła Pani, że usiłuje się cenzurować wypowiedzi.

Ale ja wyjaśniłam dlaczego tak mówię. Jeżeli mamy organizm żywy, a na końcu procesu organizm martwy, to rozmawiamy o zabijaniu. Jeśli mówimy o tym co jest u mamy w brzuchu, to mówimy o dziecku - to wiedza z zakresu biologii, ale obecna także w aktach prawnych, które przywoływałam. W nich też jest to jasno powiedziane. Nie od dziś wiadomo, że zwolennicy aborcji wolą używać eufemizmów i chcą, by dyskusja toczyła się w taki sposób byśmy nigdy nie stanęli twarzą w twarz z prawdą. Trzeba sobie jednak pewne sprawy mówić jasno i otwarcie.

Poseł Tadeusz Woźniak z „Solidarnej Polski" stwierdził przed głosowaniem, że posłowie będą zdawali egzamin z człowieczeństwa, wrażliwości. Wygląda na to, że oblali...

Nie można o zabijaniu ludzi mówić w sposób spokojny, wyprany z emocji

Jako całość niestety nie zdali. Oczywiście nie wszyscy głosowali za odrzuceniem naszego projektu. Ale to silniejsi decydują o słabszych. Zdrowi o chorych. To zostało udowodniono w piątek w czasie dyskusji i głosowania: ci, którzy są silniejsi i chronieni przez prawo zdecydowali, że ci słabsi nie będą mieli podstawowego prawa człowieka jakim jest prawo do życia. Tym, którzy głosowali to prawo przysługuje. Trafne są tu słowa Regana, który stwierdził, że ci wszyscy którzy są za aborcją już się urodzili.

Pojawiają się zarzuty, że działacze pro-life usiłują zniszczyć wypracowany z trudem przed laty kompromis aborcyjny.

Ten kompromis polega na tym, że nie wolno zabijać dzieci, ale wolno zabijać dzieci niepełnosprawne. Nie wiem komu się taki kompromis podoba. Poza oczywiście lobbystami aborcyjnymi. Bo normalny człowiek jeśli naprawdę zastanowi się nad tym co ta ustawa mówi – to jest przerażony. To oznacza, że państwo dzieli dzieci na lepsze i gorsze. Tym, które uważa za gorsze odmawia prawa do życia.

Państwo podkreślacie, że niejasne są kryteria, które pozwalają na abortowanie dziecka. Prosiliście Ministerstwo Zdrowia o jakąś listę schorzeń?

Takiej listy nie ma, ale interesuje nas to ile dzieci zostało abortowanych i z jakich powodów. Ale odpowiedzi nie dostaliśmy. Tak naprawdę obecna ustawa jest tak nieprecyzyjna, że każdy lekarz może ją interpretować po swojemu. Na dodatek ustawa nie mówi o tym, że musi być to schorzenie w 100 proc. stwierdzone i udowodnione. Mówi o dużym prawdopodobieństwie wystąpienia schorzenia. Czyli tak naprawdę ustawa stworzyła bardzo nieostre ramy prawne. Odpowiedzialność lekarza jest praktycznie zerowa, bo nawet jeśli zabije zdrowe dziecko, to może potem zasłaniać się dużym prawdopodobieństwem. I ten lekarz jest de facto chroniony. To jest absurdalne.

Ma Pani pięcioletniego syna z zespołem Downa. Kiedy Pani dowiedziała się o tym, że jest chory?

To wyszło przy okazji jakiegoś badania przesiewowego, na które poszłam zupełnie nieświadoma, że wykrywa ono ewentualny zespół Downa. Dostałam informację, że z dzieckiem dzieje się coś podejrzanego, ale nie wiemy co. Weszłam do gabinetu rozanielona, że za moment obejrzę swoje dziecko na monitorze, a wyszłam kompletnie zdruzgotana. Zaproponowano nam później, że będziemy szukali rozwiązania.

Tym rozwiązaniem miała być aborcja?

Najpierw poproszono o zrobienie dodatkowych badań, które wykonałam. Potwierdziło się, że dziecko ma zespół Downa. I wówczas padła propozycja aborcji. Nie zrobił tego jeden lekarz, ale kilku, bo ja krążyłam po różnych lekarzach. Najgorsze było to, że każdy z nich podchodził do tego najzupełniej naturalnie i mówił o zakończeniu ciąży.

Ale zdecydowała się Pani na urodzenie dziecka. Nie patrzyli na Panią jak na jakąś nienormalną? Pojawiły się propozycje późniejszej pomocy już po urodzeniu dziecka, czy zostawiono Panią z tym problemem?

Jedna uwaga, którą zawsze będę podkreślała: ja nie zdecydowałam się na urodzenie mojego dziecka, ja po prostu byłam w ciąży. Dla mnie urodzenie dziecka to nie jest żadna decyzja. To jest normalny sposób postępowania normalnego człowieka, normalnego rodzica.

Wracając do pytania. Miałam wrażenie pozostawienia mnie samej. Z jednej strony zlecono mi jakieś dodatkowe badania, ale z drugiej strony lekarz mówił, że w zasadzie nic nie da się zrobić. Sens rozmowy sprowadzał się do tego, że jak nie chcecie usunąć, to nie nasza sprawa tylko wasza, dziękujemy za wizytę.

Ma pani jeszcze jedno dziecko - córkę. A gdy zaszła pani z nią w ciążę, to jakie byłe reakcje lekarzy? Tu ryzyko urodzenia dziecka niepełnosprawnego było ogromne.

Nie ogromne, ale podwyższone. Ale to była jedna wielka histeria. Moja pani doktor prowadząca mocno się zdystansowała. Wpisała w papiery, że proponowała mi wykonanie badań inwazyjnych, ale ja nie chciałam. Trochę traktowano mnie jak niegrzeczną uczennicę, której chce się pomóc, ale ona to odrzuca. Nie chciałam badań prenatalnych, przesiewowych. Spotkałam się z takim traktowaniem, że to nieodpowiedzialne, że to ryzykowne. A ja po prostu całkiem świadomie nie chodziłam na te badania. Nie odczuwałam żadnego stresu. Po prostu przyjęłam to co będzie. Wydaje mi się, że ten spokój wyrobił we mnie Wojtek.

Córka urodziła się zdrowa?

Tak

Wspominała Pani w jednym z wywiadów, że prowadzenie ciąży w Polsce zamienia się w ostatnich latach w polowanie na chore dzieci. Tak jest naprawdę?

Moim zdaniem tak. To się zaczyna już na początku ciąży. Mam kontakt z wieloma kobietami, które rodziły dzieci i ich relacje są identyczne. Zawsze pojawia się hasło zrobienia badań wykluczających zespół Downa. Pojawia się u kobiet lęk przed tym. Wiele z nich zupełnie niepotrzebnie kwalifikuje się je jako ciąże o podwyższonym ryzyku. One chodzą zestresowane.

W czasie debaty w Sejmie pojawił się też zarzut, że próbuje Pani zbijać kapitał polityczny na kwestiach związanych z aborcją?

Postawiono mi bardzo poważny zarzut, który jest dla mnie upokarzający. Jeśli ktoś chciał mnie obrazić, to mu się udało. Ja wiem gdzie jest moje miejsce, nie należę do żadnej partii politycznej i nie mam takich planów. Poświęcam się wyłącznie walce o życie drugiego człowieka. Zadziwiające jest to, że rodzicom, którzy pracują w różnych fundacjach z dziećmi niepełnosprawnymi, organizują kolonie, itp. takich zarzutów się nie stawia. A jak ktoś walczy o życie drugiego człowieka, to znaczy, że próbuje zbijać kapitał polityczny.

Będziecie walczyli dalej o zmianę przepisów aborcyjnych?

Na pewno. Trudno mi w tym momencie mówić o naszych kolejnych krokach. Zastanawiamy się nad tym. Na pewno nie możemy tego tak zostawić. Nie możemy zlekceważyć prawie pół miliona Polaków, którzy podpisali projekt. Nie możemy im powiedzieć, że skoro posłowie odrzucili ten projekt, to już nic nie da się zrobić i odpuszczamy. Moim zdaniem to Sejm oderwał się od społeczeństwa i teraz trzeba robić wszystko, by się opamiętał. Nie wolno nam tolerować zabijania drugiego człowieka.

W poprzednim tygodniu po ostrej i burzliwej debacie Sejm odrzucił w pierwszym czytaniu obywatelski projekt ustawy zakazującej aborcji dzieci z powodu wad genetycznych. Pod projektem swoje podpisy złożyło ponad 450 tys. obywateli. Za odrzuceniem ustawy głosowało 233 posłów, przeciw było 182, od głosu wstrzymało się sześciu parlamentarzystów.

Czuje się Pani przegrana po tym jak posłowie odrzucili projekt zakazujący aborcji eugenicznej?

Pozostało 96% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!