Przez cały weekend rosyjscy separatyści atakowali dużymi siłami dwa rejony utrzymywane przez ukraińskich żołnierzy w pobliżu Doniecka, w tym lotnisko. Ataki odparto, jednak niektóre dzielnice miasta również po raz kolejny znalazły się w ogniu. Miejscowe władze mówią o zabitych cywilach.
Dowództwo ukraińskiej armii informuje jednak, że walki toczyły się w około 20 miejscowościach obwodu donieckiego i sześciu – ługańskiego. Wydaje się, że separatyści – według centralnego planu lub z inicjatywy miejscowych dowódców – próbują zdobyć tereny zajmowane przez armię, które wrzynają się w opanowane przez nich terytorium, lub zlikwidować otoczone jednostki ukraińskie (jak na donieckim lotnisku).
Fakty dokonane
Równocześnie jednak Kijów alarmuje o koncentracji rosyjskich oddziałów, które najwyraźniej gotowe są zaatakować w dwóch miejscach: wzdłuż wybrzeża Morza Azowskiego oraz na drugim końcu frontu, na północ od Ługańska. W tych miejscach zaobserwowano też rosyjskie drony.
Na tereny zajęte przez separatystów wjechał drugi już rosyjski „konwój humanitarny". Tym razem Moskwa nawet nie udawała, że zamierza uzgadniać jego przejazd ze stroną ukraińską. Ponad 200 ciężarówek wjechało na Ukrainę i nie zostało skontrolowanych ani przez ukraińskie służby, ani przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż.
Przedstawiciele separatystów już dwukrotnie oświadczali, że porozumienie zawarte w Mińsku ich nie obowiązuje. W sobotę powtórzył to „przewodniczący parlamentu Donieckiej Republiki Ludowej" Borys Litwinow. Według niego wysłannicy separatystów byli w Mińsku jedynie „obserwatorami", a nie „uczestnikami rokowań".