Mieszkańcy zajętych przez separatystów części obwodów donieckiego i ługańskiego zaczynają się buntować przeciwko samozwańczym władzom, domagając się wypłat zaległych świadczeń socjalnych.
Kilka dni temu około 60 zrozpaczonych kobiet z miejscowości Torez (w której okolicach został zestrzelony malezyjski boeing) zablokowało główną ulicę miasta, żądając zasiłków rodzinnych, których nie dostają już od kilku miesięcy. Podobnie sytuacja wyglądała w miejscowości Jenakijewo, gdzie kilkudziesięciu mieszkańców udało się do gabinetu przedstawiciela samozwańczych władz z prośbą o wypłatę pieniędzy. Nagranie z tego incydentu trafiło do internetu. – Od czterech miesięcy nie dostajemy pieniędzy na dzieci, powiedz nam, jak mamy dalej żyć? – pytała jedna z kobiet. – Pieniądze przywożą z Rosji razem z pomocą humanitarną, lecz dla wszystkich nie starcza – odparł lokalny przywódca separatystów.
Ofiary separatyzmu
Po przeprowadzonych w Donbasie separatystycznych referendach kilka milionów ludzi znalazło się w całkowitej izolacji. 16 listopada prezydent Petro Poroszenko podpisał rozporządzenie, na mocy którego Ukraina wstrzymała finansowanie regionów zajętych przez rosyjskich separatystów. Oznacza to, że emeryci, renciści, pracownicy administracji i urzędów państwowych przestali dostawać pieniądze. Zostało wstrzymane finansowanie służby zdrowia i szkół. Na terenie samozwańczych republik nie działają instytucje państwowe i banki.
– Sytuacja w regionie jest bardzo trudna i bez wsparcia finansowego Kijowa dojdzie tam do katastrofy humanitarnej – mówi „Rz" ukraiński analityk Ołeksandr Palij. Wcześniej mieszkańcy okupowanych terenów mogli odbierać pieniądze w innych regionach Ukrainy. Teraz, by otrzymać świadczenia, muszą się wyprowadzić z Donbasu i zameldować w jakiejś miejscowości kontrolowanej przez ukraińskie władze. Mało kto ma możliwość znalezienia nowego miejsca zamieszkania.
W lokalnych mediach wielokrotnie pojawiały się informacje na temat umierających z głodu emerytów i inwalidów zostawionych na pastwę losu.