Ta kampania pod pewnymi względami jest wyjątkowa. Po raz pierwszy (a tegoroczne wybory są szóstymi prezydenckimi w III RP) politykom nie udało się wciągnąć w przedwyborczą debatę przedstawicieli Kościoła hierarchicznego. Biskupi, ale i zdecydowana większość duchownych, zachowali w niej daleko posuniętą powściągliwość.
W przeszłości bywało z tym różnie. Hierarchowie nie ukrywali swoich sympatii politycznych, a niektórzy podejmowali próby mediacji między zwaśnionymi partiami. Dość wspomnieć kampanię z 1990 r., gdy naprzeciw siebie stanęli Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki. Obaj wywodzący się z obozu solidarnościowego i blisko związani z Kościołem. Biskupi nie kryli sympatii do robotnika z Gdańska. Konsekwencją spychania Mazowieckiego na margines była dramatyczna druga tura, w której Wałęsa zmierzył się z nieznanym Stanem Tymińskim, którego jedynym atutem była tajemnicza czarna teczka.
Pięć lat później było jeszcze gorzej. I wydaje się, że kampania sprzed dwóch dekad była tą, w którą Kościół zaangażował się najmocniej. Prawica nie była w stanie uzgodnić wspólnego kandydata. Stąd w wyborach zamierzało wziąć udział aż pięć osób z nią kojarzonych. Na nic zdały się prace powstałego pod auspicjami prymasa Józefa Glempa tzw. konwentu św. Katarzyny, który miał doprowadzić do wyłonienia jednego kandydata.
Kampanię rozpoczęli Lech Wałęsa, Jan Olszewski, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Lech Kaczyński i Leszek Moczulski. Dwaj ostatni szybko zrezygnowali, ale pozostali przez całe lato oraz jesień 1995 r. odbywali prawdziwe przedwyborcze pielgrzymki. I to dosłownie. Ówczesna prezes NBP, która jednym z atutów uczyniła przynależność do Odnowy w Duchu Świętym, przez cały sierpień odwiedzała idące ku Jasnej Górze pielgrzymki. A kościoły i kaplice zmieniono w miejsca spotkań przedwyborczych. Skończyło się dotkliwą porażką prawicy i zwycięstwem Aleksandra Kwaśniewskiego. Pięć lat później łatwo wywalczył on reelekcję.
W kolejnej kampanii, w 2005 r., biskupi ograniczyli się do apeli o pójście na głosowanie i oddanie głosów na te osoby, które w swoim życiu kierują się nauką Kościoła. Wskazywanie na konkretnych kandydatów zdarzało się wyjątkowo.