Ta kampania pod pewnymi względami jest wyjątkowa. Po raz pierwszy (a tegoroczne wybory są szóstymi prezydenckimi w III RP) politykom nie udało się wciągnąć w przedwyborczą debatę przedstawicieli Kościoła hierarchicznego. Biskupi, ale i zdecydowana większość duchownych, zachowali w niej daleko posuniętą powściągliwość.
W przeszłości bywało z tym różnie. Hierarchowie nie ukrywali swoich sympatii politycznych, a niektórzy podejmowali próby mediacji między zwaśnionymi partiami. Dość wspomnieć kampanię z 1990 r., gdy naprzeciw siebie stanęli Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki. Obaj wywodzący się z obozu solidarnościowego i blisko związani z Kościołem. Biskupi nie kryli sympatii do robotnika z Gdańska. Konsekwencją spychania Mazowieckiego na margines była dramatyczna druga tura, w której Wałęsa zmierzył się z nieznanym Stanem Tymińskim, którego jedynym atutem była tajemnicza czarna teczka.