W kultowym filmie „Vabank" Juliusza Machulskiego stary kasiarz Kwinto zapytany przez młodego adepta tej sztuki, dlaczego „zrobił" tyle banków, odpowiada szczerze: – Tak naprawdę powód był zawsze ten sam. Bo tam były pieniądze.
Ten cytat dobrze pasuje do otwartych funduszy emerytalnych. Politycy „robili" je w czasach budżetowej posuchy właśnie dlatego – bo tam były pieniądze.
Pierwszy do OFE wziął się Donald Tusk, zagrzewany przez swego ministra finansów Jacka Rostowskiego. Był rok 2011 i do Polski zaczęła docierać fala międzynarodowego kryzysu. Dramatycznie szukając pieniędzy, rząd zdecydował, że 7,3 proc. składki emerytalnej, która szła do OFE, zostanie zredukowane do 2,3 proc.
Platforma liczyła, że cięcia w II filarze emerytalnym ujdą jej płazem. Wszak wszystkie pozostałe partie, na czele z opozycyjnym PiS, nie należały do zwolenników prywatnych funduszy emerytalnych. Tusk nie przewidział jednego – ostrego ataku ze strony Leszka Balcerowicza. Prywatne fundusze emerytalne to dziecko Balcerowicza z czasów, gdy był gospodarczym wicepremierem w rządzie AWS–UW (1997–2000). Dlatego gdy Platforma ogłosiła cięcia w OFE, Balcerowicz rozpętał Tuskowi piekło. Potykał się nawet w telewizyjnym pojedynku z Rostowskim, swym dawnym współpracownikiem.
Ostatecznie rząd postawił na swoim. Politycznie nic go to nie kosztowało – jesienią 2011 r. Platforma znów wygrała wybory. Kiedy powstał drugi rząd Tuska, doszło nawet do nieformalnego zawieszenia broni z Balcerowiczem. Ten chłodny pokój trwał do ogłoszenia przez Tuska kolejnych zmian w OFE w roku 2013. Balcerowicz nazwał je „fałszerstwem intelektualnym", „antykapitalistyczną propagandą" i „przekrętem emerytalnym".