Rok 2005 był przełomowy dla polskiej polityki. Klęska lewicy postkomunistycznej w ówczesnych wyborach parlamentarnych i prezydenckich oznaczała koniec podziału, w ramach których siły postsolidarnościowe ścierały się z formacją wywodzącą się z PZPR.
SLD i jej klony przestały się liczyć w grze o najwyższą stawkę, a scenę polityczną zdominowali Jarosław Kaczyński i Donald Tusk. Postkomuniści z punktu widzenia PiS przestali być absolutnym złem, ich rolę przejęła PO. Z kolei Kaczyński zjednoczył przeciwko sobie establishment III RP, którego największym politycznym reprezentantem stała się Platforma Obywatelska.
Tak więc odsunięcie lidera PiS od władzy, a potem niedopuszczenie tego polityka do niej było głównym czynnikiem warunkującym zachowania Tuska w latach 2005–2010. Stąd nieco przewrotny tytuł najnowszej książki Roberta Krasowskiego. „Czas Kaczyńskiego" to trzeci tom „Historii politycznej III RP" – cyklu autorstwa byłego redaktora naczelnego „Dziennika".
Nowy podział, który zarysował się blisko 11 lat temu, nie jest jednak najistotniejszym wątkiem, który porusza Krasowski. Publicysta przede wszystkim podnosi problem stosunku między władzą a ludem. I stawia tezę o tym, że Kaczyński i Tusk zakorzenili demokrację w społeczeństwie bardziej niż ich poprzednicy. Dlatego wręcz nazywa obu polityków „pasterzami mas". Kaczyński je „podrywał do buntu, natomiast Tusk (...) układał do snu. Kaczyński bił na alarm, Tusk ogłaszał, że kolacja podana".
O ile Tusk, szczycący się tym, że wychowywał się na podwórku, nie miał oporu, by postawić na realizację plebejskich potrzeb obywateli, o tyle Kaczyński jako żoliborski inteligent, który w polityce widział pole wdrażania wyższych wartości, musiał w pewnym momencie przekroczyć samego siebie. Chodzi o takie kroki, jak zawarcie przez PiS koalicji z Samoobroną. Ugrupowanie Andrzeja Leppera w oczach zwolenników „rewolucji moralnej", którą postulował Kaczyński, stanowiło bądź co bądź jej zaprzeczenie.