Stołeczni policjanci sprzedawali służbowe lokale operacyjne

Byli komendanci stołecznej policji najpierw zdekonspirowali lokale operacyjne, a potem przekazali je swoim pracownikom. Ci z kolei sprzedali je po cenach komercyjnych. Na każdym mieszkaniu zarabiali po kilkaset tysięcy złotych

Aktualizacja: 29.02.2008 04:55 Publikacja: 29.02.2008 04:54

Śledztwo trwało trzy lata. Było opatrzone klauzulą tajne. Prokurator postawił zarzuty pierwszym dwóm osobom: Teresie Cz. oraz Bernardowi S. Są podejrzani o przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści osobistych. Grozi im za to do 10 lat więzienia.

Kiedyś policjanci, dzisiaj oboje są na emeryturze. Kilka lat temu pracowali w Wydziale Techniki Operacyjnej Komendy Stołecznej Policji. Bernard S. był naczelnikiem tej ściśle tajnej komórki policji, której funkcjonariusze zajmują się instalacją podsłuchów i obserwacją przestępców, m.in. w tajnych mieszkaniach.

Wydział ten dysponował w Warszawie kilkudziesięcioma tzw. lokalami operacyjnymi. Policja otrzymała je bezpłatnie. Część od samorządu, a część jeszcze w czasach PRL od ówczesnego MSW. Ich liczba i lokalizacja jest tajna.

Mieszkania te funkcjonariusze wykorzystywali jako punkty obserwacyjne, spotykali się też tam z tajnymi współpracownikami. – Niekiedy tymczasowo umieszczaliśmy tam świadków, których trzeba było chronić – opowiada oficer operacyjny.

Inny wspomina: – To były duże, dobrze wyposażone mieszkania. W czasie dłuższych działań można było się w nich spokojnie przespać.Z naszych informacji wynika, że znajdowały się w najbardziej atrakcyjnych punktach miasta, np. w kamienicach przy Krakowskim Przedmieściu, Nowym Świecie, pl. Konstytucji czy ul. Widok.

35 tys. zł - za tyle zaufany policjant mógł kupić 60-metrowe mieszkanie na Nowym Świecie. Cena na rynku przekraczała 350 tys. zł

Kilka lat temu policja zdecydowała się na dekonspirację części tych lokali. – Taki rozkaz podpisał ówczesny komendant stołeczny policji generał Antoni Kowalczyk – mówią policjanci.

Po ujawnieniu lokale zostały przyznane wybranym funkcjonariuszom policji. – Otrzymywali je ci, których ściągnięto do pracy z różnych części kraju, najczęściej znajomi komendantów – opowiada śledczy.

Mieszkania przydzielał Antoni Kowalczyk, ale także jego następca gen. Ryszard Siewierski. Zdaniem śledczych zasady przydziału były niejasne. Ci, którzy lokale otrzymywali, mogli wykupić je za niewielki procent rynkowej ceny – najczęściej za 10 – 15 proc. wartości. Następnie sprzedawali je po stawkach komercyjnych.

Prokuratura nie ujawnia, ile takich lokali zostało w ten sposób sprzedanych. Jeden ze śledczych nieoficjalnie przyznaje jednak, że policjanci na takich operacjach zarabiali krocie – nawet po kilkaset tysięcy złotych. Z danych Agencji Nieruchomości Bracia Strzelczyk wynika, że w 2002 roku (wtedy m.in. sprzedawano te mieszkania) za 62 mkw. w Śródmieściu trzeba było zapłacić ok. 350 tys. zł, a za 80 mkw. – ok. 600 tys. zł. – W ten sposób policja mogła stracić majątek szacowany na kilka milionów – mówi osoba znająca kulisy śledztwa.

– Nieprawidłowości przy gospodarowaniu lokalami operacyjnymi odkryli sami funkcjonariusze policji i powiadomili o tym prokuraturę – tłumaczy podinsp. Grażyna Puchalska, z zespołu prasowego Komendy Głównej. Biuro Spraw Wewnętrznych (policja w policj – red.), które badało takie przypadki, stwierdziło, że do nieprawidłowości przy obrocie lokalami dochodziło w Warszawie w latach 1994 – 2001.

To niejedyne nieprawidłowości dotyczące przyznawania mieszkań dla warszawskich policjantów. Z naszych informacji wynika, że prokuratura dysponuje dowodami, które mogą skutkować postawieniem zarzutów przekroczenia uprawnień oraz niegospodarności byłym komendantom stołecznym: Antoniemu Kowalczykowi oraz Ryszardowi Siewierskiemu i jego zastępcy Romanowi Trzcielińskiemu. Tym razem chodzi o przydział mieszkań służbowych m.in. na osiedlu policyjnym przy ul. Jagiellońskiej oraz na Kabatach. Takie są efekty kontroli wewnętrznej, które trafiły do prokuratury (pisaliśmy o nich w „Rz” na początku tego tygodnia).

W przyznawaniu tych lokali panował kompletny chaos. Mieszkania otrzymali poza kolejnością znajomi komendantów. W kilku przypadkach dostali je np. policjanci, którzy mieli już inne, również służbowe lokum. Poza tym zdarzało się, że niektórzy funkcjonariusze, choć odeszli na emeryturę, nie zwracali tymczasowych kwater i mieszkali w nich przez wiele miesięcy, a za utrzymanie płaciła stołeczna policja.

Julia Pitera - pełnomocnik rząd ds. walki z korupcją

To już kolejny przypadek, kiedy się okazuje, że w naszym kraju wciąż brakuje dobrych rozwiązań systemowych. Nadal nie wiadomo na przykład, w jaki sposób zawierać umowy pomiędzy instytucją państwową, jaką jest policja, a podmiotem komunalnym, jakim jest miasto. A powinny powstawać takie rozwiązania, aby majątek samorządowy nie mógł stawać się przedmiotem obrotu publicznego, aby nie trafiał w ręce osób do niego nieuprawnionych. Mieszkania przekazywane przez miasto powinny być zachętą do pracy w służbach. Zezwolenie na sprzedaż lokali operacyjnych było wielkim błędem. Te mieszka- nia mogły, a wręcz powinny były trafić w ręce policjantów. Miasto mogło podpisać umowę z kierownictwem komendy i na jej podstawie z tych lokali stworzyć pulę mieszkań, które na zawsze służyłyby funkcjonariuszom. Nie każdy miałby wówczas prawo je wykupić. Taki przywilej mogliby mieć policjanci, którzy zostają na długo w służbie albo odchodzą już na emeryturę. Inne lokale pozostałyby w stałej dyspozycji policji.

Skontrolują przyznane mieszkania

Komendant główny policji nadinsp. Tadeusz Budzik zdecydował wczoraj o skontrolowaniu wszystkich decyzji z ostatnich pięciu lat dotyczących przyznawania i przekształcania mieszkań – poinformował „Rzeczpospiltą” Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji. Dodał, że chodzi o to, aby sprawdzić, jaka jest skala przekształceń własnościowych kwater służbowych w mieszkania, które potem policjanci sprzedawali. Gdy trzy lata temu zostały ujawnione nieprawidłowości związane z obrotem tzw. lokalami operacyjnymi, zmieniły się policyjne przepisy. Teraz uniemożliwiają one przekształcanie własnościowe mieszkań i ich szybką sprzedaż na wolnym rynku. Policja dostaje mieszkania na lokale operacyjne od samorządów lokalnych. Ma też w swojej dyspozycji nieruchomości przekazane jej przez MSWiA.

Śledztwo trwało trzy lata. Było opatrzone klauzulą tajne. Prokurator postawił zarzuty pierwszym dwóm osobom: Teresie Cz. oraz Bernardowi S. Są podejrzani o przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści osobistych. Grozi im za to do 10 lat więzienia.

Kiedyś policjanci, dzisiaj oboje są na emeryturze. Kilka lat temu pracowali w Wydziale Techniki Operacyjnej Komendy Stołecznej Policji. Bernard S. był naczelnikiem tej ściśle tajnej komórki policji, której funkcjonariusze zajmują się instalacją podsłuchów i obserwacją przestępców, m.in. w tajnych mieszkaniach.

Pozostało 90% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!