– Największym zagrożeniem w stolicy są obecnie akty przemocy – powiedział haitański sekretarz stanu ds. bezpieczeństwa Aramick Louis. Na stadionie piłki nożnej, na który dostarczono ofiarom wtorkowego trzęsienia ziemi pierwsze paczki z zagraniczną pomocą, doszło do walk o żywność i ubrania. Jak podał Michael Carr, uczestniczący w akcji pilot śmigłowca Seahawk, starło się tam kilkudziesięciu Haitańczyków, w tym część uzbrojona w maczety.
Amerykanie postanowili wkrótce potem, że paczki nie będą zrzucane, lecz rozdawane po wylądowaniu śmigłowców i obstawieniu terenu uzbrojonymi żołnierzami. W centrum Port-au-Prince coraz bardziej dają się we znaki grupy szabrowników szukające w ruinach domów i sklepów jedzenia, ubrań, urządzeń elektronicznych i zabawek. Pomiędzy nimi również dochodzi do starć. W sobotę główna ulica handlowa stała się areną bitwy z udziałem około 1000 osób. Poszły w ruch drągi, noże, młotki i kamienie. Policja otworzyła ogień do rabusiów, zabijając co najmniej jedną osobę. Według władz, korzystając z trzęsienia ziemi, z haitańskich więzień uciekło około 6 tysięcy skazańców, w tym 4 tysiące z zakładu karnego w Port-au-Prince.
Prowadzi to do dalszego pogłębienia się chaosu w kraju. Więzienia zostały częściowo zniszczone i wiele z nich pozostaje bez nadzoru. Reporterzy AFP weszli na teren zakładu karnego w stolicy i potwierdzili, że nie ma tam ani strażników, ani więźniów. Haitański rząd, który zupełnie nie panuje nad sytuacją, w coraz większym stopniu zdaje się na pomoc zagranicy, głównie USA.
Porządek na ulicach Port-au-Prince ma przywrócić amerykańska piechota morska. Premier Jean-Max Bellerive oficjalnie przekazał Amerykanom kontrolę nad stołecznym lotniskiem. Już od piątku faktycznie zarządza nim armia USA. Na tym tle doszło nawet do zgrzytu dyplomatycznego na linii Waszyngton – Paryż. Z powodu zatłoczenia na lotnisku Amerykanie nie zezwolili bowiem na lądowanie francuskiego samolotu ze szpitalem polowym, co wywołało natychmiastową krytykę Paryża.
Konflikt został jednak szybko załagodzony po dramatycznym apelu haitańskiego prezydenta Rene Prevala o powstrzymanie się od wszelkich sprzeczek w obliczu tragedii jego rodaków. Polscy ratownicy, którzy wylądowali w sąsiedniej Dominikanie, wynajęli tam ciężarówki i ruszyli do Port-au-Prince. Zastąpią prawdopodobnie jedną z ekip ratowniczych, które pracują na miejscu już od czterech dni i nocy. W mieście jeszcze w sobotę znajdowano pod gruzami żywe osoby, choć dochodziło do tego już bardzo rzadko.