W polskim eterze słychać go coraz częściej. Dotarły do nas utwory z jego ubiegłorocznej płyty „Sweet” i „I Want Love”. Album był nominowany do prestiżowej francuskiej nagrody Prix Constantine. Jehro łączy w utworach muzykę karaibską i afrykańską, ale karierę zaczynał od rocka i popu. Dorastał w Marsylii. W dzieciństwie podkładał głos do utworów tuzów męskiej wokalistyki, których dorobek kolekcjonował jego ojciec, też śpiewak. Ale Jehro jako 20-latek postanowił szukać wrażeń w Londynie. Zamieszkał w artystycznej komunie, śpiewał rocka i studiował tajniki gitary w otoczeniu jamajskich i hiszpańskich muzyków. Wtedy zafascynowała go twórczość Boba Marleya.

Uporczywie opracowywał własne wersje popowych standardów, by w ten sposób szlifować grę na gitarze.

Pierwszy solowy album wydał po przeprowadzce do Paryża – „L’arbre et le fruit” ukazał się w 1999 r. Był sygnowany prawdziwym nazwiskiem artysty – Jerome Cotta. Jehro nie chciał kontynuować kariery w pojedynkę, zaczął współpracę z producenckim duetem Marathonians, który słynął z mieszanki progresywnego rocka i elektroniki. W 2003 r. zarejestrowali wspólny album „A Tropical Soul Adventure”.

Marathonians pomogli mu w nagraniu anglojęzycznej płyty „Jehro”, wydanej przed rokiem. To mieszanka folku, reggae i muzyki latynoskiej. Jehro pisał muzykę i teksty ukryty przed światem w miejscowości na południu Francji, w utworach opowiedział anegdoty z życia zwykłych ludzi. Aby posłuchać Jehro, Angie Stone i polskiego artysty, którego nazwiska jeszcze nie ujawniono, trzeba zapłacić od 100 do 220 zł. Festiwal odbywa się od trzech lat, jego gośćmi były m.in. Ive Mendes i Stacey Kent.