Dziś za pseudonimem Zap Mama kryje się Marie Daulne, ale pierwotnie była to nazwa założonego przez nią na początku lat 90. żeńskiego kwintetu wokalnego. Panie specjalizowały się w soulu, trip-hopie i dodawały do nich afrykańskie rytmy oraz elementy muzyki etnicznej z różnych zakątków świata. Najpierw śpiewały a capella, ich głosom towarzyszyło tylko subtelne wsparcie instrumentów.
Wszystkie członkinie grupy miały afrykańskie korzenie. Sama Daulne, którą zobaczymy jutro w Palladium z zespołem instrumentalistów, urodziła się w 1964 r. w Zairze. Jej matka pochodzi z plemienia Bantu, była w ciąży, gdy jej mąż Belg został zamordowany.
Uciekła przed krwawymi walkami i skryła się w buszu u Pigmejów. Belgijscy spadochroniarze zabrali ją do Kinszasy, a potem do Belgii. Mała Marie dorastała w Brukseli, słuchając europejskiej muzyki.
Ale jako 20-latka trafiła na nagrania muzyki Pigmejów. Wróciła do Afryki, by zgłębić tradycje, wśród których przyszła na świat. Uczyła się pigmejskich technik wokalnych, harmonii oraz naśladowania odgłosów zwierząt i natury. Po powrocie do Europy założyła Zap Mama. Ich pierwszy album z 1993 r. nazywał się „Adventures in Afropea” i był wielkim sukcesem niezależnej wytwórni Luaka Bop.
Od tamtej premiery aż po album „Supermoon”, który właśnie się ukazał, Daulne stara się przybliżać afrykańską kulturę muzyczną słuchaczom z Zachodu. – Chcę, byście poznali nowy świat. Koncentruję się na śpiewie, bo głos jest pierwotnym i najbliższym naturze instrumentem – mówiła w jednym z wywiadów. Nazywa siebie nomadem, wędruje wśród technik muzycznych i zmienia stylistyki, bo czuje się obywatelką świata.