– Jestem zawstydzona. Nie czuję, żebym była jakąś wyjątkową pielęgniarką – przyznała skrom- nie na sobotniej uroczystości Kamila Łukaszewicz. – Po prostu do swojej pracy podchodzę z sercem, tak jak wiele moich koleżanek.
Nagrodę im. Florence Nightingale od niemal 100 lat przyznaje Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża. Co dwa lata medal ten otrzymują panie, które w wyjątkowy sposób wyróżniły się w niesieniu pomocy rannym i potrzebującym w czasie wojny i pokoju.
– To jest nasz Nobel – podkreśliła Elżbieta Buczkowska, prezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych.
Dotychczas nagrodę otrzymało dziesięć pielęgniarek z Mazowsza.Kamila Łukaszewicz w czasie powstania warszawskiego organizowała punkt sanitarny na Żoliborzu. Spędzała tam całe dnie, opatrując rannych i szkoląc nowe sanitariuszki. Spała na stole operacyjnym. Tak naprawdę był to stół kuchenny przyniesiony przez warszawiaków. – To był wyjątkowy czas. Wtedy każdy, będąc na moim miejscu, robiłby to samo – mówiła skromnie pani Kamila, która za zasługi w powstaniu otrzymała stopień porucznika.
Po wojnie pani Kamila pracowała w swoim zawodzie i szkoliła nowe pielęgniarki. Nawet w domu. – Pamiętam, jak przychodziły do nas młode dziewczyny, siadały w dużym pokoju, a mama z zapałem tłumaczyła im, na czym polega zawód pielęgniarki – wspominała córka Elżbieta Marcińczak.Drugą laureatką jest Anna Ginalska, która napisała kilka podręczników do nauki pielęgniarstwa. Uczyła tego zawodu w Laosie i północnej Nigerii. – Tam trzeba było uczyć dziewczyny od podstaw, jak opiekować się pacjentami cierpiącymi na malarię, trąd. To było takie pielęgniarskie ABC – mówiła pani Anna.