Najbardziej oczekiwanym punktem wczorajszego występu w Filharmonii Narodowej była „Humoreska” Schumanna. Piotr Anderszewski nie jest pianistą o rozległym repertuarze, a utworów niemieckiego romantyka nigdy wcześniej nie grał dla warszawskiej publiczności.
Wbrew tytułowi „Humoreska” nie jest zabawnym drobiazgiem. To potężny, trwający prawie pół godziny utwór o zmiennych nastrojach (humorach), typowy dla romantyków przykład emocjonalnych rozchwiań. Składa się z drobnych cząstek, ale zachodzą one jedna na drugą, splatając się w misterną konstrukcję.
Trzeba artystycznej wyobraźni i dyscypliny zarazem, by stworzyć z nich spójną całość. Anderszewski potrafił zbudować z „Humoreski” muzyczną konstrukcję, zadziwiającą rozmachem i bogactwem.
Jak gra zaś partity Jana Sebastiana Bacha, wiemy choćby z nominowanej cztery lata temu do nagrody Grammy płyty wydanej przez Virgin. Jego interpretacje koncertowe zawsze różnią się od nagrań i tak było tym razem.
Bach w wykonaniu Anderszewskiego odbiega od klasycznych ujęć. Pianista potrafi udowodnić, że wielki mistrz baroku tworzył nie tylko muzykę absolutną, ale wypełniał ją emocjami. Nie boi się naruszyć idealnej Bachowskiej polifonii. Zwalnia i wycisza sarabandę, by eksponując piękno jej melodii, uczynić z niej kulminacyjny punkt obu partit, które wybrał na początek i finał recitalu.