[b]Rz: Premier Silvio Berlusconi sprzeciwia się uznaniu niepodległości Kosowa, powtarza tezę, że odpowiedzialność za konflikt rosyjsko-gruziński leży po stronie Gruzji, a ideę budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach uznaje za prowokowanie Rosji. To stanowisko sprzeczne z decyzjami Unii i Stanów Zjednoczonych. Czyżby Włochy prowadziły własną politykę zagraniczną?[/b]
Berlusconi zawsze aspirował do odgrywania w polityce zagranicznej wielkiej roli – arbitra, rozjemcy, zausznika i doradcy wielkich tego świata. To kwestia ambicji. W końcu we Włoszech osiągnął wszystko, choć nie kryje, że chciałby zostać prezydentem. Pierwszym warunkiem, żeby pełnić rolę rozjemcy, jest opinia człowieka niezależnego. To właśnie dlatego Berlusconi zajmuje stanowisko inne niż Unia, NATO i USA.
[b]Ależ to nie jest stanowisko niezależne, tylko zgodne z tym, co głosi rosyjska propaganda.[/b]
Powiedzmy, że Berlusconiemu nie zawsze się to udaje, nie zawsze może liczyć na dobrych doradców i nie zawsze ma dobre informacje. Od dłuższego czasu – z pewnością pod wpływem przyjaźni z Putinem – Berlusconi we wszelkich sporach starał się ustawić pośrodku, między Unią a Rosją i między USA a Rosją. Choć trzeba przyznać, że ostatnio, gdy stało się jasne, że wybory w USA wygra Obama, Berlusconi bardzo się zradykalizował i zaczął zajmować coraz bardziej prorosyjskie stanowisko. Apogeum było niedawno w czasie jego wizyty w Turcji. Bardziej prorosyjskim już być nie można.
[b]A czy można powiedzieć – jak bez przerwy podkreśla Berlusconi – że Putin jest demokratą i Rosja zmierza w stronę demokracji?[/b]