Kazimierz Marcinkiewicz znów jest na ustach wszystkich. W mediach, a także na sejmowych korytarzach dyskutuje się o jego politycznej przyszłości i życiu prywatnym. – Ten człowiek uzależnił się od polityki i nie potrafi żyć bez blasku fleszy – mówi „Rz” politolog Marek Migalski. – Oczywiste jest, że do niej wróci. Pytanie tylko, kiedy.
Według ostatnich doniesień Platforma Obywatelska zawarła z Marcinkiewiczem „umowę” dotyczącą jego politycznej przyszłości. Wicepremier Grzegorz Schetyna i szef Klubu PO Zbigniew Chlebowski publicznie przyznają, że pewne ustalenia z Marcinkiewiczem zostały poczynione. Jakie? Nie zdradzają. Wczoraj głos zabrał też premier Donald Tusk. Powiedział, że dwukrotnie rozmawiał z Marcinkiewiczem o jego politycznej przyszłości. – Umówiliśmy się, że jeśli będzie sygnał z mojej strony, to pan premier będzie gotowy – mówił. – Rozmawialiśmy o różnych ewentualnościach.
Według wczorajszych informacji Radia RMF FM Marcinkiewicz miałby otwierać warszawską listę PO w wyborach do europarlamentu i zaangażować się w kampanię prezydencką Tuska. A w razie jego zwycięstwa zastąpiłby w rządzie Grzegorza Schetynę na stanowisku szefa MSWiA. Sam Schetyna zostałby premierem.
Jak wynika z informacji „Rz”, rozważana jest i inna opcja. Marcinkiewicz miałby zająć miejsce Danuty Hübner na stanowisku unijnego komisarza. – Nie jest nam na rękę powrót Marcinkiewicza do polskiej polityki. Komisarz w UE jest pozycją eksponowaną, a jednocześnie z punktu widzenia naszych interesów bezpieczną – mówi „Rz” jeden z posłów PO.
– Poprzemy kandydata zgłoszonego przez rząd – mówi „Rz” Dariusz Lipiński (PO) z Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Nie ukrywa jednak, że posłowie PO woleliby kogoś innego na stanowisku komisarza. – Na przykład Jana Krzysztofa Bieleckiego czy Janusza Lewandowskiego – mówi.