Witkacy łączy pokolenia

Tomasz Stańko wraca do nagranej w 1986 roku płyty „Peyotl – Witkacy”. Jej nowej interpretacji przez muzyków, których listę otwiera mistrz subtelnej elektroniki Andrzej Smolik, posłuchamy w niedzielę. Będzie arcyciekawie

Publikacja: 29.01.2009 04:05

Tomasz Stańko

Tomasz Stańko

Foto: Życie Warszawy, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Stańko, Smolik, Walczewski i Witkacy – ten zadziwiający kwartet był autorem jednego z najciekawszych projektów ubiegłego roku – „Peyotl”.

Premierowy koncert odbył się na festiwalu Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej. Ale istotnym, piątym elementem, dzięki któremu Witkacy spisywał swe wizję, był narkotyk zwany peyotlem.

– Kiedyś spotkaliśmy się przypadkiem z Andrzejem Smolikiem i okazało się, że uwielbia właśnie ten album, że był dla niego inspiracją przez wiele lat – powiedział Stańko przed występem w Bielsku. – Smolika bardzo cenię za ciekawe brzmienia i produkcje zrobione z gustem – dodał.

Stańko chętnie występuje z muzykami reprezentującymi różne style. W Bielsku wystąpił z zespołem Smolika, w którego składzie była sekcja instrumentów dętych i dwa zestawy perkusyjne. Sam lider uwijał się pomiędzy klawiaturami instrumentów i komputerów.

Na scenie Bielskiego Centrum Kultury, przy wypełnionej do ostatniego miejsca sali, powstało nowe, inne dzieło zasługujące na ponowne nagranie. Takie były moje pierwsze wrażenia. Kiedy podzieliłem się entuzjazmem z mistrzami ceremonii, Smolik skwitował skromnie, że to dopiero pierwszy koncert i każdy następny będzie lepszy. A po czterech pomyślą, co dalej z nim zrobić. Nie może być lepszej zachęty przed koncertem w Warszawie.

Po festiwalu w Bielsku Stańko poleciał do swojego mieszkania w Nowym Jorku. Tam chłonie nie tylko nową muzykę. Odwiedza galerie sztuki nowoczesnej, inspiruje go wszystko. Również to, że nieopodal mieszkał Miles Davis i w tym rejonie swoje mieszkanie ma także Wynton Marsalis.

Stańko jest nie tylko naszym najwybitniejszym jazzmanem uznawanym również w Ameryce, ale ciągle twórczym artystą poszukującym nowych dróg dla swoich improwizacji.

[i]Marek Dusza[/i]

Smolik ze swoim wymuskanym elektronicznym popem, który pulsuje niczym czarna muzyka, a zarazem rozleniwia w stopniu podobnym do relaksujących kompozycji waszyngtońskiego Thievery Corporation, Ameryki nie odkrył. Przeniósł jednak jej kawałek do Polski. I to wystarczyło. Zmęczeni prowizorką i topornością słuchacze dostali „kremową rewolucję”.

Smolik nie wziął się znikąd. Zanim stał się pieszczoszkiem mediów wyznaczającym nad Wisłą trendy, pracował na drugim planie. Miał swój wkład w kilka płyt, jakie należy zapamiętać z lat 90., m.in. debiuty Myslovitz, Kasi Nosowskiej i Roberta Gawlińskiego. Był specjalistą od klawiszy oraz kreatywnego wykorzystania elektroniki.

W 2001 r. ukazał się wreszcie pierwszy solowy album artysty. Przyniósł rozgłośniom radiowym sporo kojących, wielowarstwowych, melodyjnych numerów. Branży zaś lekcje. To co proste, może być zarazem wysmakowane. Sample nie są zarezerwowane dla prostaków, a linii perkusyjnych nie trzeba grać, można je układać. Wokaliści nie muszą mieć głosu rozpiętego między pięcioma oktawami, byleby mieli pomysł na siebie bądź odnaleźli się w przypisanej im roli. A przede wszystkim granice nie mają racji bytu. „Muzyka jest jedna – style i podziały są sztuczne, służą tylko nomenklaturze” – mówił Smolik.

Poruszył też problem tradycji muzycznej. „Młodsze pokolenia nie szanują starszych i vice versa, bo starsi dla młodych są estradą, a młodzi dla starszych palantami, którzy nie potrafią grać i śpiewać” – zauważył. Na gadaniu się nie skończyło. Z jednej strony muzyk pojawił się na hiphopowym albumie Vienia i Pelego (z grupy Molesta) i dał swoje utwory do zremiksowania młodym producentom, takim jak Waco czy Emade. Z drugiej zatroszczył się o muzykę dla weteranów Krzysztofa Krawczyka i Maryli Rodowicz, teraz gra koncert u boku Tomasza Stańki. To godna naśladowania postawa.

[i]Marcin Flint[/i]

[ramka]Nowy „Peyotl“

Na Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej Stańko improwizował na bazie nowoczesnych, tzw. klubowych, brzmień. Niezwykle istotną inspiracją okazała się nagrana na taśmę recytacja Marka Walczewskiego. Wizja „Blondynki z niebieskimi oczami” to szokujące nawet dziś wyznania Witkacego niekryjącego fascynacji kobietami i seksem.

Ten fragment tekstu Witkacego skłonił muzyków do dynamicznej gry, a Stańko jakby przypomniał sobie o swych freejazzowych korzeniach. Wyciszenie nastroju nastąpiło w „Jaskini szaro-żółtej…”. Łagodne tło płynące z elektronicznych instrumentów Smolika towarzyszyło łagodnej solówce Stańki w melancholijnym temacie zainspirowanym słowami: „Niewyobrażalnej piękności morze oświetlone jakimś hipersłońcem”. Publiczność słuchała tej muzyki jak zaczarowana, a niektóre tematy nieprzerywane oklaskami przechodziły niepostrzeżenie w następne. Zasługą recytacji Walczewskiego jest wykreowanie tak zróżnicowanych stanów emocjonalnych, że Stańko i Smolik mogą je wykorzystać do tworzenia wielobarwnej palety dźwięków. Jeden z tekstów aktor niewyraźnie wymruczał, co zabrzmiało jak monotonna mantra, a trębacz ubarwił ją odlotową solówką. Natomiast „Luksusowy gad w rodzaju dinozaura” skłonił go do zabawnych tonów, jakby śmiał się swoim instrumentem.

—md[/ramka]

[ramka][srodtytul]Inne zderzenia[/srodtytul]

[b]Lipnicka i Porter [/b]

Naiwny nostalgiczny pop z męską szczyptą bluesa i rocka smakuje lepiej, choć przełknąć go trudniej.

[b]Kukiz i Borysewicz[/b]

Punkowiec przesiąknięty folklorem z rockmanem o bluesowym zacięciu stworzyli... mdłą papkę.

[b]Górniak i Glaca [/b]

Po nagraniu z dowodzoną przez Glacę metalowo-etniczną kapelą Sweet Noise uwierzyliśmy Edycie Górniak, że to nie ona była Ewą.

[b]Sokół i Kozera[/b]

Hiphopowcy jako spadkobiercy miejskich kapel? Wojtek Sokół od dawna stara się to udowodnić.

[b]Frąckowiak i Wiraszko[/b]

Dama bigbitu dzieli własną kompozycję z Muchami, kierowanymi przez Wiraszkę dziećmi indie rocka.

[b]Trebunie Tutki i Twinkle Brothers [/b]

Góralskie reggae – piękna przyjaźń Jamajczyków z Podhalańczykami.[/ramka]

[i]Tomasz Stańko i Andrzej Smolik, Fabryka Trzciny, bilety 100 zł, rezerwacje: tel. 022 818 60 39, niedziela (1.02), godz. 20[/i]

Stańko, Smolik, Walczewski i Witkacy – ten zadziwiający kwartet był autorem jednego z najciekawszych projektów ubiegłego roku – „Peyotl”.

Premierowy koncert odbył się na festiwalu Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej. Ale istotnym, piątym elementem, dzięki któremu Witkacy spisywał swe wizję, był narkotyk zwany peyotlem.

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!