Stańko, Smolik, Walczewski i Witkacy – ten zadziwiający kwartet był autorem jednego z najciekawszych projektów ubiegłego roku – „Peyotl”.
Premierowy koncert odbył się na festiwalu Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej. Ale istotnym, piątym elementem, dzięki któremu Witkacy spisywał swe wizję, był narkotyk zwany peyotlem.
– Kiedyś spotkaliśmy się przypadkiem z Andrzejem Smolikiem i okazało się, że uwielbia właśnie ten album, że był dla niego inspiracją przez wiele lat – powiedział Stańko przed występem w Bielsku. – Smolika bardzo cenię za ciekawe brzmienia i produkcje zrobione z gustem – dodał.
Stańko chętnie występuje z muzykami reprezentującymi różne style. W Bielsku wystąpił z zespołem Smolika, w którego składzie była sekcja instrumentów dętych i dwa zestawy perkusyjne. Sam lider uwijał się pomiędzy klawiaturami instrumentów i komputerów.
Na scenie Bielskiego Centrum Kultury, przy wypełnionej do ostatniego miejsca sali, powstało nowe, inne dzieło zasługujące na ponowne nagranie. Takie były moje pierwsze wrażenia. Kiedy podzieliłem się entuzjazmem z mistrzami ceremonii, Smolik skwitował skromnie, że to dopiero pierwszy koncert i każdy następny będzie lepszy. A po czterech pomyślą, co dalej z nim zrobić. Nie może być lepszej zachęty przed koncertem w Warszawie.