Kameralna sala przy ul. Wierzbowej nie została stworzona z myślą o imprezach mogących cieszyć się dużym zainteresowaniem. Nic więc dziwnego, że w oczach szatniarek nerwowo dostawiających kolejne wieszaki i pracowników sali nieustannie uzupełniających liczbę krzeseł czaiło się przerażenie. Trudno jednak było przewidzieć, że spotkanie promocyjne poświęcone nowej książce Antoniego Libery wzbudzi aż tak duże zainteresowanie.
– Becketta się nie czyta, nie zna i nie rozumie – spokojnym głosem mówił Libera. – Ale jednocześnie jest on bardzo wyrazistym i powszechnie rozpoznawalnym symbolem współczesnych czasów. Dlaczego? Pewien brytyjski krytyk stwierdził, że pisarstwo Joyce’a da się streścić jednym zdaniem: „Oto świat bez Boga, przypatrzcie mu się dobrze”, po czym dodał, że z kolei wszystkie prace Becketta są esejami na temat tego jednego zdania. Myślę, że gdzieś tu kryje się odpowiedź – spointował z gracją tłumacz.
Mimo że spotkanie poświęcone było „Godotowi i jego cieniowi” – autobiograficznej książce Libery – o samym autorze mówiło się niewiele. Kilka wspomnień z dzieciństwa, zilustrowanych odczytanym przez Zbigniewa Zapasiewicza fragmentem rozdziału o pierwszym kontakcie pisarza z „Godotem“, kilka zabawnych anegdot związanych ze scenicznymi adaptacjami tekstów Becketta. Bardzo dowcipnie zresztą komentowanymi przez Zapasiewicza.
Wszystko inne dotyczyło wyłącznie pisarstwa autora „Końcówki”. Libera wiele mówił o filozoficznym tle jego tekstów, rozciągającym się między myślą Kartezjusza i Kanta a estetyką Schopenhauera. Wspominał też o mało znanych, filmowych przygodach Becketta. Te ostatnie zilustrowano fragmentem „Filmu”, który zrealizował wspólnie z reżyserem Alanem Schneiderem.
Najważniejsze jednak wydarzenie bohater spotkania pozostawił na koniec. Libera postanowił mianowicie specjalnie na tę okazję przetłumaczyć ostatni wiersz napisany przez Becketta „Hej na dno”. – Właściwie nie powinienem tego robić – tłumaczył się widowni. – Kiedy rozmawiałem o tym z Beckettem, on sam uznał ten tekst za nieprzetłumaczalny. Libera odważył się jednak i warszawiacy jako jedyni Polacy mogli usłyszeć ten wiersz w swoim języku. Oklaskom nie było końca.