Tego dnia na litewsko-białoruskich przejściach granicznych ciągną się kilometrowe kolejki samochodów. Ludzie cierpliwie czekają na przekroczenie granicy, aby odwiedzić groby bliskich, które przed 19 laty znalazły się w obcym państwie.
– Narobili tych granic i teraz muszę kilka godzin czekać, aby zapalić znicze na grobie mamy i dziadków w Werenowie – mówi pani Aniela, mieszkanka leżących po litewskiej stronie Solecznik. Soleczniki i Werenowo oddalone są zaledwie o około 20 km. Są centrami administracyjnymi najbardziej polskich rejonów na Litwie
i Białorusi. Polacy stanowią ponad 80 proc mieszkańców rejonu solecznickiego i 90 proc. werenowskiego.
Do odzyskania niepodległości przez Litwę i Białoruś tych rejonów nigdy nie dzieliła granica państwowa. Jak mówią miejscowi Polacy: „To była jedna Wileńszczyzna. Mieszkańcom Wilna nawet do głowy nie mogłoby przyjść, że odległa o 100 km Lida stanie się zagranicznym miastem”.
Za czasów sowieckich Wilno jak magnes przyciągało Polaków z Białorusi. Dzisiaj trudno oszacować, ilu mieszkańców z przygranicznych białoruskich rejonów i miast po zakończeniu II wojny światowej przeniosło się do Wilna. W czasach sowieckich Wilno nie tylko przyciągało do siebie Polaków z Białorusi, ale nawet potrafiło dzielić się z nimi polskością. W odróżnieniu od sąsiedniej republiki białoruskiej na Litwie funkcjonowało kilka polskich zespołów folklorystycznych i dwa polskie teatry amatorskie. W Wilnie ukazywał się wydawany po polsku dziennik „Czerwony Sztandar”, który można było prenumerować na Białorusi.