Maria Bujas-Łukaszewska, Akademia Dobrych Manier w Krakowie
[b]Rz: W salonach Empiku i sieci kawiarni Starbucks sprzedawcy będą teraz zwracać się do klientów po imieniu. Zamiast usłyszeć „proszę pana, pani” usłyszymy teraz: „kawa dla Ewy” czy „10 złotych reszty dla Adama”. Skąd przyszła do nas ta moda? [/b]
Maria Bujas-Łukaszewska: Z krajów anglosaskich. Tam powszechnie używana jest forma „you”, która oznacza „ty”, ale również „pan, pani”. W Polsce tłumaczy się ją tylko jako „ty”. Z tym że u nas zwracanie się do siebie w tak bezpośredni sposób nigdy nie było powszechnie akceptowane. To socjotechniki wprowadzane do współczesnych sposobów sprzedaży. Młodzież zaczyna się z tym oswajać i coraz bardziej jej to pasuje.
[b]Czy nie wprawia to w zakłopotanie ludzi starszych? [/b]
Z całą pewnością tak. Zasada jest taka: zawsze starszy młodszemu, kobieta mężczyźnie, przełożony podwładnemu mogą proponować przejście na „ty”, nigdy odwrotnie. Jak mówi stare przysłowie, „co wolno wojewodzie...”. Nie wydaje się też możliwe, żeby student (jeśli jest człowiekiem myślącym), który obsługuje w kawiarni osobę w średnim wieku, czuł się dobrze, mówiąc jej po imieniu. Są to zasady narzucone przez właściciela, choć niekoniecznie naturalne i obu stronom odpowiadające. Kiedy obserwuję program telewizyjny, w którym prowadzący zwraca się do swojego 60-letniego gościa np.: „Jak się wtedy czułaś, Elu?”, to myślę, że brzmi to nienaturalnie.