Lawiny i największe od pół wieku powodzie wywołał tajfun Morakot, który szalał we wschodniej Azji. Na Tajwanie wezbrane wody zrywały jeden most za drugim, odcinając od reszty świata kilkanaście wiosek. Media informowały, że lawiny błotne mogły pogrzebać żywcem tysiąc osób.
Okazało się jednak, że większość żyje. Mieszkańcy czterech wiosek na południu Tajwanu zdołali uciec wysoko w góry. Po ich domach nie ma jednak śladu. – Nie widać nawet dachów – opowiadał jeden z ratowników, który widział wieś Hsiaolin z pokładu helikoptera. Udało się ewakuować kilkaset osób. W akcji brało udział 25 helikopterów.
– Żyjemy dzięki dwóm psom. To one prowadziły nas w góry – mówił Huang Chinbao, który przeżył, podobnie jak 40 jego sąsiadów.
Na Tajwanie zginęło jednak około stu osób, a ponad 60 uważa się za zaginione. Straty oceniane są na ponad 200 milionów dolarów. Nadal bez prądu jest ponad 50 tysięcy domów, a bez wody pitnej – ponad 800 tysięcy.
Morakot (w języku tajskim szmaragd) uderzył również w Chiny i Filipiny. W Chinach zginęło osiem osób, około 10 tysięcy domów zostało zniszczonych. Powodzie zalały około 400 tysięcy hektarów pól uprawnych. Ze wschodniego wybrzeża ewakuowano ponad milion osób. Chińskie straty szacuje na blisko 1,3 mld dolarów. Na Filipinach zginęły 22 osoby.