Już nie muszę się wstydzić

Justyna Kowalczyk, mistrzyni świata w biegach narciarskich, o przygotowaniach do igrzysk w Vancouver

Publikacja: 04.11.2009 02:20

Już nie muszę się wstydzić

Foto: ROL

[b]Rz: Pierwszy start już niedługo, 14 – 15 listopada w Szwecji w Bruksvallarna, gdzie rozegrane zostaną zawody FIS. Tydzień później w norweskim Beitostoelen rusza Puchar Świata. Jaką Justynę Kowalczyk tam zobaczymy?[/b]

Justyna Kowalczyk: Nie oczekuję wielkiej formy i zwycięstw. Potrzebuję około 20 – 30 startów, by osiągnąć najwyższą dyspozycję. Oczywiście nie mogę wykluczyć miłych niespodzianek, ale nie zamierzam rozpaczać, gdy nie będzie mnie w czołówce.

[b]Trener mówi, że jest pani znakomicie przygotowana i znacznie pewniejsza swych umiejętności...[/b]

Na pewno się zmieniłam, to nie ulega wątpliwości. Kiedy oglądam swoje zwycięskie biegi z Liberca, widzę nie tylko to, co można jeszcze poprawić, ale też to, że warto ciężko pracować, by później móc tak szybko biegać. A jak jestem przygotowana, zweryfikują zawody. Mam nadzieję, że będzie dobrze, bo pracowałam katorżniczo. Ostatnio na lodowcu Dachstein prawie siedem godzin dziennie. Ale mam też świadomość, że rywalki trenowały nie mniej intensywnie. Kristina Smigun, dwukrotna złota medalistka olimpijska z Turynu, prezentuje się fantastycznie, już się jej boję.

[b]Ma pani nowych serwismenów. Od ich doświadczenia i talentu wiele będzie zależeć na olimpijskich trasach w Whistler...[/b]

Estończyk Are Mets, który zastąpił Szweda Ulfa Olssona, to klasa światowa. Smarował przecież narty swojemu rodakowi Andersowi Veerpalu, mistrzowi olimpijskiemu w stylu klasycznym. To dużej klasy fachowiec. I jeśli wybrał sobie na pomocnika Peepa Koidu, to chyba wie, co robi. Jeszcze go wprawdzie nie poznałam osobiście, na razie znamy się tylko z widzenia, lecz za kilka dni będziemy już pracować razem. Ale warto pamiętać, że narty same nie jadą. Decydują nogi, serce i płuca. Jeśli one zawiodą, nie pomoże najlepszy nawet serwismen.

I odwrotnie. Sam Pan Bóg nic nie pomoże, gdy fachowiec się pomyli i źle posmaruje.

[b]Czasu na oddech nie ma, za chwilę czeka panią kolejna podróż...[/b]

Wrócę na kilka godzin do rodzinnego domu w Kasinie Wielkiej, później jadę do Wrocławia, skąd w czwartek rano lecimy do Trondheim. Tam po nas wyjdzie Are Mets i pojedziemy z nim do Szwecji, gdzie będzie czekał Koidu.

[b]Ponoć nawet w domu nie miała pani spokoju. Odwiedzili tam panią kontrolerzy z WADA? [/b]

Tak. Długo szukali Kasiny Wielkiej i naszego domu, aż w końcu znaleźli. Ciężko się do takich odwiedzin przyzwyczaić, ale takie są zasady i ja się im podporządkowuję. Choć nie ukrywam, przyjemne to nie jest, gdy ktoś taki wpada przed północą. A kontrolują mnie często.

[b]Ponoć jest już pani magistrem wychowania fizycznego i dyplomowanym trenerem?[/b]

Zgadza się. Mogę się tylko pochwalić, że pracę magisterską obroniłam we wrześniu z wynikiem bardzo dobrym, ale dyplom odebrałam dopiero w poniedziałek. Studia skończyłam z wyróżnieniem i myślę, że to nie koniec nauki. Mam ciekawy pomysł na dalsze kształcenie, ale wrócę do tego po igrzyskach. Najważniejsze, że przestałam być jedyną osobą w swojej rodzinie bez wyższego wykształcenia. Teraz już nie muszę się tego wstydzić.

[b]Dziś ludzie panią rozpoznają, jest pani dwukrotną mistrzynią świata...[/b]

To nie ma dla mnie żadnego znaczenia, ważniejsze, gdy słyszę podczas treningów, jak inni trenerzy podpowiadają dzieciom, by biegały tak jak ja. To są najprzyjemniejsze chwile.

[b]Czy można porównać przygotowania do ubiegłego, niezwykle udanego, sezonu do tego, co robiła pani ostatnio?[/b]

Jestem tak samo zmęczona. Wszystkie obozy, a było ich sześć, przebiegały zgodnie z planem, ominęły mnie poważniejsze problemy zdrowotne i oby było tak do igrzysk. Nie wolno mi się rozchorować, muszę na siebie chuchać i dmuchać. A sił powinno mi starczyć do kwietnia, gdy kończyć się będzie olimpijski sezon. Na szczęście fundamenty, jakie latem wylaliśmy z trenerem, są bardzo solidne, więc chyba to wszystko wytrzymam.

[b]Wraca pani czasami myślami do poprzednich igrzysk w Turynie?[/b]

Bardzo często. Byłam wtedy nieopierzoną młodą dziewczyną, która miała za sobą dramatyczne wydarzenia. Zdobyłam tam swój pierwszy medal już po tym, gdy straciłam przytomność w poprzednim starcie. Na tym poziomie wyczynowego sportu utrata przytomności to otarcie się o śmierć, mam tego świadomość. Pozostaje po tym strach i pytanie, dlaczego to się stało. Z tym też później musiałam walczyć.

[ramka][srodtytul]Aleksander Wierietielny[/srodtytul] | [i]trener Justyny Kowalczyk[/i]

Kiedy pytają mnie, w czym tkwi siła Justyny, zawsze odpowiadam, że w głowie. To bardzo inteligentna, świadoma tego, co robi, dziewczyna. Praca z nią jest przyjemnością, bo nie trzeba jej do treningu gonić. A to, że jest przemądrzała i ma swoje zdanie, to dobrze. Zawsze taka była i jak widać, nieźle na tym wychodzi. “Nie ma sensu ciężko trenować i zajmować miejsca w środku stawki. Wolę pracować dwa razy więcej i walczyć o medale” – tak mi powtarza. To jej credo, którego się trzyma. Pamiętam, gdy miała nie więcej niż 16 – 17 lat, byliśmy na lodowcu Dachstein. Patrzę, a ona po wyczerpującym treningu idzie z plecaczkiem przed siebie. Chciałem ją podwieźć do najbliższego sklepu samochodem, ale ona mówi: „Trenerze, wie pan, jak lubię czekoladę. Teraz muszę ją spalić!”. I poszła chyba z pięć kilometrów. Do sezonu jest przygotowana fantastycznie, tyle mogę powiedzieć. Ale nikt nie śpi, rywalki też trenują jak szalone, bo igrzyska są raz na cztery lata. Bardzo mocna jest Estonka Kristina Smigun. Wróciła po dwóch latach przerwy i trzeba się jej bać. Trasy w Vancouver nie są najlepsze dla Justysi, ale to jeszcze niczego nie przesądza. Im warunki będą gorsze, tym dla niej będzie lepiej. Ona wie, jak na tych trasach biegać, i potrafi to robić. Nie jestem skory do pochwał, ale gdy byliśmy teraz na Dachsteinie, nie mogłem wyjść z podziwu. Krok po kroku robiła to, co było wcześniej zaplanowane. Na siedmiokilometrowej pętli nie popełniła żadnego błędu, nawet na chwilę nie straciła koncentracji. Jeżdżę tam od 20 lat i z czymś podobnym jeszcze się nie spotkałem.

[i]-wysłuchał j.p.[/i] [/ramka]

[ramka][b]Justyna Kowalczyk, 26 lat, 173 cm wzrostu, 59 kg wagi.[/b] Brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w Turynie 2006 (30 km stylem dowolnym) i dwukrotna mistrzyni świata z tego roku (15 km, bieg łączony i 30 km stylem dowolnym). W Libercu zdobyła też brązowy medal w biegu na 10 km stylem klasycznym. W sezonie 2008/2009 wywalczyła Puchar Świata. Absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach[/ramka]

[b]Rz: Pierwszy start już niedługo, 14 – 15 listopada w Szwecji w Bruksvallarna, gdzie rozegrane zostaną zawody FIS. Tydzień później w norweskim Beitostoelen rusza Puchar Świata. Jaką Justynę Kowalczyk tam zobaczymy?[/b]

Justyna Kowalczyk: Nie oczekuję wielkiej formy i zwycięstw. Potrzebuję około 20 – 30 startów, by osiągnąć najwyższą dyspozycję. Oczywiście nie mogę wykluczyć miłych niespodzianek, ale nie zamierzam rozpaczać, gdy nie będzie mnie w czołówce.

Pozostało 94% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!