Rz: Z pana słów wynika, że piloci tupolewa z pełną świadomością złej sytuacji zdecydowali się lądować. To przesądza o ich błędzie?
Edmund Klich:
Kiedy piloci byli na wysokości 100 metrów, powinni byli zacząć wznosić samolot, a nie liczyć, że im się uda wylądować. Ale szkolenie pilotów w wojsku polega na tym, że „uda się albo się nie uda”. I wielokrotnie się im udawało, stąd nawyki takich prób do końca. Nie słyszałem, by w lotnictwie cywilnym takie rzeczy się zdarzały.
Zna pan sytuacje, w których wojskowi piloci podejmowali nadmierne ryzyko?
Chociażby katastrofa CASY w Mirosławcu, której przyczyny badałem. Tam piloci tak samo pchali się do ziemi, nikt nie patrzył na przyrządy, i runęli. Albo wypadek Su-22 w Powidzu czy kilka innych katastrof w ostatnich kilkunastu latach. Z rozmów z pilotami znam takie sytuacje. Od Mirosławca trzeba było badać system szkolenia wojskowych pilotów.