Zaczyna się od trenera, bo to on wie, kogo potrzebuje w zespole. Trener typuje kandydatów, a ja negocjacje finalne prowadzę osobiście. Uważam, że skuteczność mamy niezłą. Jeden nieudany transfer na pięć, może na cztery. Mówię o ostatnich dwóch latach, od kiedy kupiłem Groclin Grodzisk i jestem prezesem. Oczywiście, zdarzyło się kilka decyzji nietrafionych, ale w sumie nie można narzekać.
[b]W przyszłym roku Polonia obchodzić będzie stulecie swego istnienia. To najstarszy z istniejących w stolicy klubów, z piękną przeszłością, naznaczoną nazwiskami zasłużonych dla Warszawy rodzin Gebethnerów, Lothów, prezesurą generała Kazimierza Sosnkowskiego. Jak będą wyglądały uroczystości jubileuszowe?[/b]
Będą trwały cały rok i staną się okazją nie tylko do przypomnienia o zasługach klubu i jego trudnej sytuacji w PRL, o czym wspominają nawet kibice w swojej piosence, ale też do zainteresowania klubem warszawiaków, którzy nie są kibicami. Nawiasem mówiąc, na jednym z ostatnich meczów spotkałem się z prawnukiem założyciela Polonii, profesorem Stanisławem Gebethnerem. Otrzymaliśmy deklaracje od wielu znamienitych osób, które chcą się włączyć w uświetnienie obchodów. Zresztą Polonia zawsze była postrzegana jako klub mający kibiców ze śmietanki kulturalnej i intelektualnej stolicy. Artystów, aktorów, dziennikarzy. Mamy na Konwiktorskiej bardzo dobrą sytuację, bo kibiców jest wprawdzie mniej niż na stadionie Legii, ale za to można na nich liczyć. Tu jest miło i kulturalnie. Ja podziwiam pana prezesa Mariusza Waltera za spokój, jaki wykazywał w konflikcie z własnymi kibicami. Kibice Polonii są oparciem dla naszego klubu, ale też dla mnie osobiście.
[b]Kilka lat temu jeden znany trener powiedział, że Polonia nie ma kibiców, bo ostatni wymarli zaraz po wojnie.[/b]
Pan Jerzy Piekarzewski, honorowy prezes Polonii, by się obraził. Polonia ma kibiców, ale jest w Warszawie kategoria takich osób, które, mimo że lubią piłkę, nie chodzą na stadiony w obawie o swoje bezpieczeństwo. Taka jest siła stereotypu. Na Konwiktorskiej moglibyśmy rozgrywać mecze praktycznie bez ochrony. Zależy nam na zbudowaniu takiej kultury futbolowej, żeby wyjście na mecz, najlepiej z rodziną, było jednym ze sposobów spędzenia wolnego czasu. Będziemy więc tworzyć nie tylko sektory rodzinne, z biletami po niskich cenach, ale też cały system zachęt. Musimy wykorzystać wyjątkową szansę przeciągnięcia na swoją stronę tych młodych ludzi, którzy jeszcze nie są zdecydowani, na który stadion pójść i koszulkę którego klubu kupić dziecku. I nie chodzi mi o to, żeby odbierać kibiców Legii, tylko żeby mieć więcej swoich. Jest na to jeden sposób – magnesem przyciągającym kibiców musi być gra drużyny. Jeżeli gwarantuje ona wysoki poziom, emocje i mecze pucharowe z zagranicznymi przeciwnikami, może być pewna, że ludzie przyjdą. Na tym w latach 60. swoją pozycję zbudowała Legia.