Ci, którzy przyjeżdżają do Smoleńska uczcić pamięć ofiar katastrofy, pierwsze kroki kierują do kamienia pamiątkowego leżącego w miejscu, gdzie spadł samolot. Kilkadziesiąt metrów dalej rośnie brzoza. Przy niej palą się znicze, pielgrzymki kładą kwiaty, wiążą biało-czerwone wstążki, modlą się.
Pień tego drzewa został zryty przez jeden z elementów rozbitego Tu-154. W brzozie tkwi kawałek części tupolewa.
Teraz pojawiły się wątpliwości, czy kawałek samolotu wbił się w drzewo sam, czy też zrobił to ktoś już po wypadku.
Prokurator Andrzej Majcher, szef biura lustracyjnego w katowickim IPN i organizator wyjazdów do Katynia (katowicki oddział Instytutu takie wyjazdy organizuje od trzech lat, głównie dla młodzieży), natrafił na rozbieżności, przeglądając zdjęcia z dwóch wyjazdów.
– Przygotowując się do prelekcji dla młodzieży o zbrodni katyńskiej, a przy okazji o wyjazdach na miejsce tragedii, robiłem zestawienie zdjęć z dwóch wyjazdów i zauważyłem, że wbity w brzozę kawał blachy nie znajdował się w tym miejscu 13 dni po katastrofie – opowiada „Rz”. – Najprawdopodobniej został później przez kogoś zainstalowany.