[b]Nie miała pani jeszcze roczku, gdy Kimiko Date debiutowała w Australian Open w 1990 roku. Jakie to uczucie, grać z kim takim? [/b]
[b]Agnieszka Radwańska:[/b] Wiek nie ma znaczenia, to nie są juniorskie turnieje, gdzie rok mniej lub więcej robi różnicę. Kimiko mogłaby być moją matką, ale to nie ma znaczenia. Ona wciąż wspaniale porusza się po korcie, biega do każdej piłki w takim tempie jakby była w moim wieku. Bardzo chciałabym być w takiej dyspozycji jak Kimiko, gdy dobiję 40-tki.
[b] Trudno jest zagrać mecz w poważnym turnieju po trzymiesięcznej przerwie? [/b]
Wielki Szlem jest wystarczającym powodem, aby się sprężyć. Wolę być tutaj niż siedzieć w domu. Dla każdego sportowca kontuzja jest przykrą sprawą. Ciężko było chodzić o kulach, nie móc postawić całej nogi na ziemi. Tak wyglądał mój grudzień. Czarno to widziałam. Codziennie ćwiczyłam, notowałam postęp, ból stopniowo zmniejszał się. W szansę na występ w Australii zaczęłam wierzyć w połowie, a bardziej pod koniec grudnia. Myślałam, że może mi się uda, bo już wchodzę na kort, już zaczynam się ruszać, ale jednak blokada w głowie jest gigantyczna. Na treningach bałam się doskoczyć do piłki, zrobić gwałtowny ruch, żeby tylko nie przedobrzyć. Bałam się tupnąć, szarpnąć nogą. Kontuzja wciąż mi siedziała w głowie. Ciężko jest przełamać się psychicznie. Dwa, nawet trzy tygodnie walczyłam ze swoją głową, żeby wreszcie powiedzieć: mogę, nie boję się. Za żadne skarby nie chciałam zrezygnować z występu w Wielkim Szlemie.
[b] Rodzice nie mieli w takim razie z pani zbyt wielkiego pożytku podczas przyrządzania wigilijnych potraw, skoro nie mogła pani stąpać nogą po podłodze? [/b]