Nie, zupełnie nic z tych rzeczy. Nigdy nie byłam na jodze. Jedyne na co sama sobie chodzę albo z siostrą Ulą, to tańce. Tańczymy i dance i latino, ostatnio byłyśmy na zumbie, ale tańczyła tylko Ula. Ja niestety nie mogłam, bo w martwym sezonie byłam raczej szpitalną dziewczyną, nie robiłam żadnych dodatkowych ćwiczeń. W Krakowie uwielbiam chodzić na tańce, jestem zrelaksowana, gdy spędzę trochę czasu na parkiecie.
[b] Studiuje pani turystykę, ale jako profesjonalna tenisistka nie ma czasu na nic oprócz gry, treningów, podróży. Czy po zakończeniu kariery, znajdzie pani czas na wyprawę do lasów deszczowych, Cairns, Uluru, gór Grampians, skał Apostołów. Przyjrzy się pani wówczas z bliska urokom australijskiej przyrody?[/b]
Podróżuję nieustannie przez 10 miesięcy w roku, staram się jak najwięcej zobaczyć, gdy odwiedzam nowe miejsca. Bywa, że uda się wygospodarować trochę czasu na zwiedzanie, ale często zwyczajnie go brakuje. Na drugim roku będę robić specjalizację – hotelarstwo czy inne rzeczy. Tego nie wiem dokładnie, bo muszę jeszcze zaliczyć jeden egzamin z pierwszego roku, więc dobrze się składa, że po powrocie do Polski trochę czasu spędzę w domu, jakieś dwa tygodnie, bo po Australii zagram dopiero w Dausze i w Dubaju. Będę więc miała trochę czasu, aby ten egzamin zaliczyć i mieć rok już zakończony, a potem zobaczymy. Jednak turystyka w tej chwili stoi na drugim miejscu. To, że ktokolwiek z grających zawodowo zdał maturę to już jest wyczyn, a jeżeli studiuje, to duży szacunek.
[b] Nie ma zbyt wielu osób pokroju Lindsay Davenport, która skończyła studia i grała na wysokim poziomie w Wielkim Szlemie?[/b]
Te osoby, które studiują i grają w tenisa da się policzyć na palcach dwóch rąk. Trzeba się bardzo poświęcić, aby ogarnąć sport i studia. To, że studiuję, to kwestia mojej własnej ambicji, robię to dla higieny psychicznej.
[b]Boi się pani, że kiedyś zabraknie tego magicznego zgiełku, nie będzie nerwowej pobudki, chwytania za walizkę, rezerwowania hoteli, szalonego tempa życia?[/b]